Radzę włączyć w tle majestatyczny soundtrack przed rozpoczęciem czytania tematu :3.
Akcja gry toczy się w wiedźmińskim świecie wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego po wydarzeniach opisanych w książkach i tym, co zdarzyło się w pierwszych dwóch częściach gry. Główna fabuła w skrócie polega na odnalezieniu Ciri i tym, żeby pomóc jej w walce z Dzikim Gonem.
No i tak, jak skrótowo da się to streścić w jednym zdaniu, tak gra zdecydowanie zeżarła mi kilkadziesiąt godzin życia (dokładniej mówiąc snu)...i absolutnie nie mam jej tego za złe. Osobiście jestem Dzikim Gonem oczarowana. Początkowo myślałam, że w sumie przykro będzie, że nie ma otwartego świata, tak bieganie po tym, co zostało stworzone dostatecznie mnie "wymęczyło", żeby dostać się z punktu A do punktu B (Novigard i Skellige...zwłaszcza Skellige), w związku z czym i tak prawie wszędzie wybierałam opcję szybkiej podróży. I w sumie to się bardzo cieszę, że jednak nie zrobili świata całkiem otwartego, chyba bym się zabiła, jakbym miała jeszcze po drodze questów gdzieś na bokach szukać :>. Co do głównego wątku gry - pomysł sam w sobie kiepski, ale rewelacyjnie poprowadzony i to mi wynagradza w zupełności lipny zamysł. Ten smutek, kiedy trzeba było podjąć decyzję, w której i tak ktoś ucierpi (Krzywuchowe Moczary na przykład). Kolejny raz miałam ochotę wyrzucić komputer przez okno, kiedy fabuła gry przewidziała śmierć jednej z postaci i kompletnie nic nie szło z tym zrobić. Było parę momentów, w których siedziałam z takim ogromnym "WTF" na twarzy (między innymi Uma, Wiedźmy). Były momenty, gdzie płakałam ze śmiechu przed ekranem komputera o drugiej w nocy (Kaer Morhen i wiedźmińska popijawa, którą doprowadziłam do samiutkiego końca (było warto! :3)). Były też questy, które mi w ogóle do wiedźmina nie pasowały (motyw z Jaskrem i Priscillą, szpital i te sprawy). Ogromnie irytujące natomiast dla mnie było to, że kiedy rozmzwiało się z postaciami o Ciri, nagle zamiast poprowadzonej normalnej rozmowy okazywało się, że jestem Ciri i muszę nią również biegać i zabijać. Dla niektórych pewnie fajna odskocznia, mi to po prostu bardzo nie pasowało.
Z rzeczy, które mnie w tej grze bardzo pozytywnie zaskoczyły, był dobrze dopracowany system walk, który przez rozwijanie cech można było odpowiednio dopasować do siebie - miałam okazję grać na dwóch różnych saveach, moim i mojego chłopaka i tak, jak na swoim siałam zniszczenie wszędzie, gdzie się ruszyłam, tak na tym drugm wszystko było nastawione bardziej na zaklikiwanie na śmierć i z moim uprzednio obranym stylem walki bazującym na unikach, bieganiu w kółko i używaniu Znaków od czasu do czasu tam po prostu nie byłam w stanie się odnaleźć i skutecznie walczyć. Po ogarnięciu +/- systemu sterowania, walki i generalnie poruszania się Geraltem (czyli po walce z pierwszym gryfem, kiedy podróżowało się z Vesemirem), grałam na trzecim poziomie trudności. I na tym trzecim poziomie trudności taka ciapa w grach jak ja, która podczas walki nie potrafi nigdy wystarczająco szybko zaklikiwać przeciwników na śmierć i ogólnie wykorzystywać mechaniki gry polegającej na gwałtach, paleniu, grabieży i mordzie jednocześnie, tak tutaj z satysfakcją, zabawą i generalnie palcem w dupie byłam w stanie pokonywać przeciwników wyższych o jakieś 10-15 leveli (łącznie z achegryfem ze Skellige), nawet jak było ich więcej ode mnie, o ile to nie byli ludzie (tu dochodzimy do tej mniej przyjemnej kwestii). Przy ludziach musiałam się nagimnastykować (zwłaszcza tych z tarczami), i, paradoksalnie, wiedźmin w moich rękach miał problem z zabiciem garstki strażników w Novigradzie, podczas gdy po bagnach pełnych różnych bestii, gdzie rzekomo każdy jeden człowiek ginął, spacerowałam sobie na pełnym chillu pieszo lub konno. No bo czemu nie...
Podobało mi się to, że mimo ogromnego, rozbudowanego pod względem "wolności wyboru", że to tak określę, i co za tym idzie, rzeczywistego kierowania losem postaci, wątku głównego, była jeszcze masa przeróżnych questów pobocznych. Jedynym ich minusem było to, że były praktycznie niedostosowane do poziomu gracza w momencie, kiedy znajdował się on fabularnie w tym miejscu, w którym powinien. Tak, jak do pierwszej lokacji pod tym względem nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, tak Novigrad był okropny, W jednym miejscu spokojnie można było dostać questy zarówno na 5, jak i 25 poziom, gdzie za tego pierwszego questa automatycznie było expa tyle, co kot napłakał (gdzie swoją drogą taki przelicznik expa względem poziomu jest bardzo dobrym rozwiązaniem, gdyby ktoś jednak pomyślał o dostosowaniu poziomów questów pobocznych do postaci). Na Skellige to się jakoś w miarę unormowało, jednak nadal pozostawiało trochę do życzenia.
Ujęła mnie również dbałość o szczegóły - zamiast standardowych ekranów ładowania te komiksowe wstawki z przypomnieniem fabuły (które momentami też robiły się irytujące, kiedy umierałam czwarty raz w tym samym miejscu w ciągu pięciu minut gry, ale to akurat moja wina xd). Na dodatek była to pierwsza gra, w którą grałam, gdzie koń rzeczywiście był koniem i zachowywał się jak koń. No i ten przykry moment, kiedy wcale nie cieszyłam się w związku z tym, że tak dobrze idzie mi walka, bo..."Lazare" nie zdążyło się porządnie włączyć, a już się kończyło ;-;
Na koniec z rzeczy irytujących niezmiernie - 6 czy 7 razy zbugowany ostatni wyścig konny na Skellige -.- Nie wiem, czy innym też tak się robiło, w każdym razie mnie to doprowadzało do furii - ścigam się z babeczką, dojeżdżam na metę, a babeczki nie ma. Stoję za linią mety gdzieś z 3 minuty - babeczki nie ma, cofam się po nią, babeczka wjechała w most chyba i nie może wyjechać. No to okej, spoko, podjeżdżam bliżej - babeczka wydostaje się w magiczny sposób z tego mostu i przyjeżdża pierwsza na metę, bo nie zdążyłam konia odwrócić. Potem raz przyjechałam w taki sposób przed nią o pół konia i znów dowiedziałam się, że ona wygrała xd. Oprócz tego zbugowały mi się 2 poboczne questy, ale to w sumie niezbyt ważne :>. Ale w końcu mi się udało i Płotka zasuwała w Zerrikańskim siodle i jukach ;3. Trójkąta miłosnego nie poruszam, u mnie wybór był akurat oczywisty. A w gwinta nie grałam ;>.
Podsumowując - 9,5/10, gdybym miała tak liczbowo oceniać. Gra zdecydowanie warta czasu i pieniędzy, zobaczę niedługo jak wyglądają "Serca z Kamienia", bo bardzo dobrze wiem kto je dostanie na święta :3
A jak wyglądały Wasze zmagania z Dzikim Gonem? Co Wam się w grze podobało lub nie?
|
Ja ubolewałam nad tym, że zamienili mi kości z poprzednich części na gwinta :< Nie potrafiłam tej gry ogarnąć xd Może to dlatego, że nie grałam od samego początku, tylko gdzieś w połowie gry zachciało mi się grać...i po pierwszym razie odechciało, bo musiałabym przebiec jeszcze raz całą mapę tylko po to, żeby nazbierać karty (a i tak nie mogłam zabrać karty od Barona, bo skończyłam jego wątek już (btw, Poroniec wyglądał uroczo ;3)). Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale...fajnie wyglądali przeciwnicy z poodcinanymi kończynami i głowami albo rozcięci na pół. Fajnie, że było rzeczywiście widać te obrażenia, które się zadawało (a miałam taki fajny miecz, który dawał bardzo fajne bonusy :3) i dlatego lubiłam biegać i zabijać potwory w tej grze. No i powiem Ci tak szczerze, że dla mnie tylko jeden quest z racji levelu okazał się za trudny i chciałam do niego wrócić potem (po czym nie wróciłam, bo oddałam PCta chłopakowi :< - ten quest z kopalnią. I Mglaka dwa razy na Moczarach zabijałam, bo mi coś za pierwszym nie pykło, nie pamiętam czemu). A tak to sobie na spokojnie robiłam questy, gdzie miałam też dużą różnicę poziomów między moim, a tym, dla którego quest był przeznaczony :>.
|