Amras Helyänwe - 2011-12-01 17:39:54

Pogoda była nietypowa, jak na tę porę roku. Pozostawało mniej niż miesiąc do Midinvaerne - przesilenia zimowego - a mimo to, miast śniegu, od kilku dni sążniście padał deszcz.
Taka też pogoda zastała bohaterów, jakby opłakująca wraz z nimi tragedię w Kensington. Bohaterzy byli na trakcie od dwóch dni. Podróżowali w ciszy, każdy starający się poradzić sobie ze świadomością, przyczyną śmierci - tak często przecież bezsensownej i niepotrzebnej - ilu ludzi byli w przeciągu ledwie jednego dnia. Teraz był już późny wieczór, i pojawiały się myśli o tym, gdzie by przenocować w tę niesprzyjającą noc.
- Rozglądajcie się czujnie za jakimś domostwem - rzekł Amras, odwracając się do swoich towarzyszy i strzepując deszcz ze swego kaptura.
Po kilkudziesięciu minutach bystre elfie oczy wypatrzyły nikłe ogniki. Poinformował o tym resztę drużyny, po czym ruszyli we wskazany kierunku.
Kwadrans minął, gdy wreszcie dostrzegli zarys dworku. Był to nieco opuszczony budynek, ponuro górujący nad koronami drzew. Na pierwszy rzut oka widać było, że lata świetności ma już dawno za sobą...
http://gfx.lumisfera.pl/media/photos/11138/823654.5.jpg

Amras musiał przyznać, że dworzyszcze robiło duże, posępne wrażenie. Samotny dreszcz przebiegł mu po plecach. Otuchy dodawała jednak świadomość, że jest tutaj z piątką ludzi.
Siwek elfa niespokojnie parsknął, co jeździec uznał za zły znak. Mimo to jednak, nie było szans przenocować w lepszych warunkach - a światło tlące się za okiennicami dawało nadzieję, że znajdą tu schronienie.
Pociągnął za lejce i poprowadził przestraszonego ogiera do wejściowych drzwi. Zeskakując z konia, dał znak towarzyszom, by wraz z nim podeszli do zdobionych wrót. Odetchnął głęboko, po czym zastukał kołatką w kształcie gargulca. Odsunął się na bezpieczną odległość, i położył rękę na rękojeść miecza. Chłód metalu zawsze dodawała otuchy.
Po dłuższej chwili drzwi otworzyła im piękna kobieta. *Była raczej niska, blada jak marmur – od posągu odróżniały ją tylko delikatne rumieńce na policzkach. Pierwszym szczegółem, na który zwrócili uwagę było jej ubranie. Miała na sobie długą suknię złożoną z gorsetu, który wspaniale podkreślał wąską kibić i duże jędrne piersi, uszytego z czerwonej satyny z naszytą po bokach czarną koronką, usztywnianego fiszbinami po długości, z przodu wiązanego szeroką wstążką, a z tyłu ściąganego ciemnym sznurkiem, oraz z prostego czarnego dołu uszytego z kilku aksamitnych warstw, z których wierzchnia była w kilku miejscach podpięta do góry. Na smukłej szyi zauważyli sporą zawieszkę w kształcie miecza zwróconego w dół, zawieszoną na grubym łańcuszku.
Gdy podeszli bliżej, ich oczom ukazała się twarz jakby nieziemskiej istoty. Najbardziej wyróżniały się pełne czerwone usta układające się w zmysłowy uśmiech; ukazywały one niewielkie perliste zęby. Nos jej był mały, lekko zadarty. W dużych, migdałowych, ciemnobrązowych oczach delikatnie odbijało się światło księżyca w pełni. Powieki miała umalowane ciemnym cieniem, podkreślone czarną kreską przy grubych, długich rzęsach, którymi często kokieteryjnie mrugała. Owalną twarz okalały gęste brązowe loki sięgające za łopatki. Od czasu do czasu odgarniała kosmyki, wtedy grupie rzucały się w oczy krwistoczerwone paznokcie. *
- Witajcie... - rzekła zachrypniętym, głębokim głosem.
- Witaj, pani. Przepraszamy, że zakłócamy spokój nocy, lecz... Ta niesprzyjająca pogoda i noc zastały nas na trakcie. Nasze konie są spragnione, a i my od dwóch nieprzerwanych dni jesteśmy w siodle. W związku z tym, chciałbym prosić uniżenie w imieniu całej mojej drużyny o kąt na przenocowanie i świeżą wodę dla koni... - Amrasowi drżał głos. Postać kobiety zrobiła na nim ogromne wrażenie.
Kobieta zaś przeniosła przenikliwy wzrok z elfa na resztę drużyny. Przyglądała się dokładnie każdemu nieodgadnionym wzrokiem. Wreszcie też skinęła głową, i zaprosiła ich do środka.

                                                                                 ***

Drużyna siedziała przy stole w dużej sali. Gospodyni zajmowała zaszczytne miejsce u szczytu stołu. Jednocześnie dość twardo dała do zrozumienia, że życzy sobie, by po jej prawicy spoczął Sigion. Elf, rad z takiego obrotu sprawy, usadowił się w bezpiecznej odległości. Po lewej stronie kobiety dość beztrosko usiadł bard Helyas, licząc, że uda mu się zabawić ich zbawicielkę opowieściami i muzyką. Dralann, podobnie do Amrasa, również usiadła z brzegu, na przeciwko elfa, jakby chcąc go mieć na oku. Yevereth siedziała zaś pomiędzy Helyasem, a nim.
Mówili o bieżących sprawach, a kobieta, która przedstawiła im się jako Marcelle, słuchała uważnie. Była, jak się okazało, szlachcianką. Ugościła ich iście po królewsku, za co cała drużyna była bezbrzeżnie jej wdzięczna. 
Gdy zapadła dłuższa chwila, poprosiła, by Sigion opowiedział jej o aktualnej sytuacji na świecie, gdyż od wielu lat nie opuszczała daleko swego domostwa, i straciła kontakt z politycznym życiem. Najemnik opowiadał jej. Yevereth od czasu do czasu dorzucała jakieś informacje od siebie. Opowieść Sigion skończył zaś napiętą sytuacją z Nilfgaardem - machając lekceważąco ręką. Amras też wątpił, by rzekome wieści o planowanym ataku na kraje Północy były prawdziwe.


(teraz możecie opisać jak się wasze postaci czują, jakie wrażenie i emocje towarzyszyły im przy poznawaniu domu, i o rozmowach z Mracelle. Helyas może np. zagrać jakąś pieśń, Dearien wypalić jakimś żartem, Dralann...no...ta niech lepiej się nie odzywa xD A Szifer przybliżyć rozmowę z kobietą o szczegóły ;))




Opis Marcelle jest autorstwa mojej świetnej znajomej, Alicji, za co jej też zresztą chciałbym z całego serca z tego miejsca podziękować :p


Amras x
Sigion
Dralann
Yevereth
Dearien
Helyas

Dearien - 2011-12-01 19:34:59

Stawiając kroki na parkiecie posępnego dworku, Dearien coraz bardziej ulegał jego urokowi. O ile podczas swojej tułaczki nasłuchał się niemało o wszelakiej magii i czarodziejskich stworzeniach, nijak nie wiedział jak zachować się w obliczu pani cudownie pięknej, a zimnej zarazem, niby upadły anioł. Postanowił tedy, że da się ponieść chwili - "będzie jadł, co mu podadzą, pił, co naleją i chędożył, co chętne i piękne", jak to zwykli mawiać jego podobni jemu przyjaciele. Taka filozofia wielu z nich zabiła, ale każdy ginął z promienną twarzą. Gdy doszli do królewsko zastawionego stołu, przytknął lewą dłoń do czoła i wyszeptał krótką formułkę dziękczynną do Monocearosta i zajął miejsce po lewej stronie stołu niedaleko elfa i czarodziejki. Zauważył, że trunek w jego pucharze stale zmienia smak i konsystencję. Skupił się przez chwilę, myśląc o jęczmiennej Whisky, a wnet naczynie po brzegi spłynęło brunatno złotym, klarownym napojem. Bawił się tym przez chwilę, pijąc na zmianę rum, kawę, wodę mineralną, piwo i sok z czereśni. Uważnie spoglądając na panią domu, przysłuchiwał się jednym uchem jej rozmowie z Sigionem. Złapał się na tym, że ukłuła go lekka zazdrość o jego wysokiego, przystojnego towarzysza . Zanim zdołał się ustatkować, postanowił podjąć dyskusję. Kiedy najemnik opowiadał o domniemanej wojnie z Nilfgardem, poruszył sprawę uczestnictwa Skellige:
- (...) a najemnicy w ich służbie cieszą się ponoć sporą swobodą. Korsarze pomogą którejś ze stron, jestem pewien.
Słysząc to, Dearien dość poważnie spojrzał na Sigiona, a odezwał się do niego w te słowa:
- Oj, przyjacielu. Masz wadliwych informatorów. Choćby na tronie Kontynentu zasiadły zerrikańskie Tse-Tse, oligarchia z wysp nie ruszy swojego zaprawionego w bojach tyłka. Nie po tym, co przyniosły w tamte strony ostatnie dwie burzliwe dekady. - Pociągnął łyczek ze zdobionego pucharu, po czym skonkludował - coś o tym wiem. Wyłapawszy nieodgadnione spojrzenie pani domu, skłonił się lekko, a następnie odezwał się zmieniając temat:
- Bardzośmy wdzięczni za ten posiłek, toteż może nasz towarzysz Helyas - wskazał otwarta dłonią barda - pomoże nam odprężyć się przy muzyce?

c4wjajach - 2011-12-01 21:51:26

Posiadłość zrobiła na bardzie duże wrażenie, ale to dziwne uczucie zniknęło gdy tylko zobaczył nietypową choć piękną kobietę. Kiedy Amras przywitał się, bard podszedł i skłaniając się pocałował ją w dłoń, jak przystało na gościa pani tak wielkiego dworu. Wnętrze było niesamowite. Helyas usiadł przy stole i zauważając co robi żeglarz, zaczął cieszyć się także swoim kielichem. Co chwilę zmieniał trunek i w końcu przy dwudziestym odstawił naczynie. Mało kiedy mógł popić dobre, drogie alkohole więc wybierał tylko te, na które go nie stać. Na bogów!- pomyślał- Jeżeli nie wyjdę stąd z tym kielichem, to nie wiem co zrobię! Poza tym nie robił zbyt wiele. Zagrał jeden kawałek na lutni, pił, zerkał na kobietę, pił i zerkał na kobietę :D . Nagle jego rozmyślania nad cudownym naczyniem przerwał głos pirata.
- Bardzośmy wdzięczni za ten posiłek, toteż może nasz towarzysz Helyas - wskazał otwarta dłonią barda - pomoże nam odprężyć się przy muzyce?
Helyas nie miał ochoty na grę, ale widząc, że sporo oczu zwróciło się już na niego, zdjął lutnię z pleców, wyjął kostkę z kieszeni i zagrał ładną, dość długą balladę pod tytułem "Okruch Lodu", opowiadającą o pewnej znanej elfickiej legendzie. Kiedy skończył postanowił włączyć się w rozmowę.
- Niezwykła okolica.- zwrócił się do kobiety- Choć bardzo pusta.
- Cenię sobie prywatność.- odparła tamta.
- Widać. Choć muszę przyznać, że gdybym mieszkał w takim pałacu, to sam nigdzie bym się nie ruszał. Można spytać, cóż to za wspaniałe naczynia?
Odpowiedziała mu, ze są z bardzo daleka, a następnie uraczyła wszystkich opowieścią o tym, skąd pochodzą.
Ciekawe czy poza domem też działają- pomyślał bard. Coś go niepokoiło w tym dworze. Nie był zwyczajny na pewno, ale kto wie, możliwe, że ta kobieta może nawet nie być kobietą. Wiele się nasłuchał opowiadań o wszelkich bruxach zmieniających postać, alghulach nawiedzających opuszczone dwory itp. Lepiej mieć ją na oku... a to nic niemiłego. Ciekawiło go tylko jaki nocleg ona im zagwarantuje. Póki co zapowiada się na ładny luksus.

Szifer - 2011-12-01 22:12:36

Sigion nie bał się domu. W Mahakamie nauczyli go powstrzymywać swój strach. Zdarzało się, że i niektórzy krasnoludowie zazdrościli mu odwagi. Jednak nie przewidział tego, że panią domu będzie tak cudowna kobieta! Zawsze miał słabość do kobiet... Nie, nie bał się ich. Łaknął ich towarzystwa. Łaknął go, od... od kiedy wyszedł z Mahakamu. Cenił krasnoludzkie kobiety, nawet potrafił dojrzeć w ich urodzi to, co widzieli i krasnoludowie, jednak nigdy nie spotkał istoty piękniejszej niż kobieta. A ta kobieta była chyba najpiękniejsza, jaką w życiu widział. Widywał już piękne elfki, jednak żadna z nich nie zrobiła na nim aż tak piorunującego wrażenia. Wypowiedziała swoje imię, Marcelle. Sigion powtarzał je cały czas w myślach. Był zadowolony, że ta niemal boska istota nalegała, aby siedział przy niej. Zrobił to z przyjemnością. Przez chwilę pomyślał, że coś tu nie pasuje, jednak te myśli szybko przeminęły, a w ich miejsce pojawiła się Marcelle. "Przecież nie wszystko na tym świecie musi być złe... A już na pewno nie ona." Poprosiła, aby zrelacjonował jej sytuację, jaka panuje na kontynencie. Opowiedział jej wszystko co wiedział, razem se swoimi domysłami. Kiedy kończył przerwał mu Dearien. Spojrzał na niego złowrogo, jednak szybko się opanował. Dopiero sobie przypomniał, że jest tu razem z drużyną. Zaraz potem Helyas zagrał długą balladę. Sigion nie miał nastroju bawić się kielichami, które same się napełniały. To była wytrawna kolacja, a on pił wytrawne Yst Yst. No i patrzył jej w oczy, a jego serce biło mocniej, kiedy ona odwzajemniała to spojrzenie...



Amras x
Sigion x
Dralann
Yevereth
Dearien x
Helyas x

Radosny Rabarbar - 2011-12-02 14:59:20

Coś byłonie tak...
Uszy jej konia przylagały płasko do czaszki. Zwierze stąpało sztywno i niechętnie, rozglądając się bacznie wokół.
Coś było nie tak.
Zsiadła z konia, poklepała po szyi, nucąc spokojna melodię. Nie podobało jej się to miejsceKiedy Amras zapukał do drzwi, była przygotowana na wszytko.
Lecz nie na to, co zapbaczyła.
Drzwi otwarła im pięknakobieta, wystrojona tak, jakby spodziewała się przybycia gości. Czarodziejka, owszem, potrafiła robić użytek ze swojego wyglądu i płci, kiedy wymagała tego sytuacja, ale niewątpliwie miała przed sobą mistrzynię w tym fachu. W jednej chwili poczuła się nikim, spoglądając na jej lśniące włosy, wymalowaną twarz, nieskazitelny, kosztowny ubiór, mimowolnie porównując za sobą - ze swoimi pozlepianymi w strąki, mokrymi od eszczu, matowymi lokami, brudna, poraniona, stojąca przed panią domu w przemoczonym, tanim okryciu, z którego nie chciały zejść plamy krwi ofiar.
Wysłuchawszy przemowy elfa, pani domu wpuściła ich do środka. Yevereth przekroczyła próg domu z mieszanymi uczuciami.
Choć dom nie wyglądał zachęcająco z zewnątrz, wnętrze aż uderzało klasą i przepychem. Zaęli miejsca przy suto zastawionym stole. Usiadła międzyu Helyasem, a Amrasem - jej zdaniem i tak znacznie za blisko kobiety.
Patrzyła z pobłażaniem na barda i pirata,bawiących się swoimi kielichami, oraz na całą męską część drużyny, na której Marcelle wywarła pozytywne wrażenie. Wszystko wyglądało pięknie, wrcz idealnie...
"A kiedy cokolwiek wygląda idealnie, to na pewno takie nie jest."
Kolejny raz musiała okazać wdzięczność ojcu, który podczas jej pierwszych lat dzieciństwa, nim została posłana do Aretuzy, nauczył ją bardzo wiele przydatnych rzeczy.
Nieufnie patrzyła na swój kielich. Postanowiła wstrzymać się z pochłanianiem dużej ilośći oferowanych tu trunków i pożywienia. Nie ufała tej kobiecie. Zaczęła się zastaniawiać kim, lub czym ona jest. Nie, nie traktowała jej jako jakąkolwiek potencjalą konkurencję. Ceniła sobie niezależność.
Marcelle poprosiła Sigiona o zrelacjonowanie obecnej sytuacji na Kontynencie. Yevereth dorzucała co jakiś czas nic nie znaczące uwagi, by częściowo sprawiać wrażenie, że jest tak samo zauroczona miejscem jak reszta.
- (...) a najemnicy w ich służbie cieszą się ponoć sporą swobodą. Korsarze pomogą którejś ze stron, jestem pewien.
Słysząc to, Dearien dość poważnie spojrzał na Sigiona, a odezwał się do niego w te słowa:
- Oj, przyjacielu. Masz wadliwych informatorów. Choćby na tronie Kontynentu zasiadły zerrikańskie Tse-Tse, oligarchia z wysp nie ruszy swojego zaprawionego w bojach tyłka. Nie po tym, co przyniosły w tamte strony ostatnie dwie burzliwe dekady.
Mordercze spojrzenie Sigiona najpewniej wypaliło by dziurę w Dearienie, kiedy ten podważył jego słowa. Najemnik na szcząścei w porę się opamiętał, zauważając, że nie jest sam.
Czarodziejka miała zamiar jak najszybciej uciec z tego przepełnionego dziwną, potężną magią domu. Miała nadzieję, że nie tylko ona jedna...


Amras x
Sigion x
Dralann
Yevereth x
Dearien x
Helyas x

Sarumo - 2011-12-02 16:21:37

Jakoż, że nie wiele miała okazji, na spędzanie tylu godzin w siodle, Dralann była cholernie znużona. Ten jeden raz powinna pogratulować elfowi za załatwienie miejsca spoczynku. Weszła do tego pięknego i ponurego dworku zmęczona i bez lęku, a równie piękna właścicielka wydała jej się bardzo uprzejma. Podejrzanie uprzejma. Nie zajmowała się już tym jednak, gdy zobaczyła bajecznie zastawiony stół.
Jej drużyna zajęła się opowiadaniem historyjek ze świata przeuroczej gospodyni. Przyznała się, że opychając się pieczenią sama podsłuchuje i to ze sporą ciekawością tych opowieści. O większości nie miała kompletnego pojęcia. Dama, która ceniła sobie prywatność z miłym uśmiechem wysłuchiwała wszystkich uprzejmie.
Może ją trochę zniesmaczyła, gdy Dralann po popitce głośno beknęła, ale nie dała po sobie tego poznać.
Uśmiechnęła się więc i kołysała do melodii wygrywanej przez barda.

c4wjajach - 2011-12-02 19:24:51

Helyas siedział patrząc na kielich... kielich... kielich... Dopiero po chwili przypomniało mu się, że jest tam gdzie jest. Nawet jeślion nie zadziała to na pewno będzie o tym ballada. Spojrzał jeszcze raz po kolei na każdego. Amras wyglądał jakby się nawalił albo coś bo cały czas nie odzywał się ani nic tylko jadł i pił. Dralann była całkowicie spokojna jakby była w domu. Sigion... był nieobecny. A ona... wyglądała dziwnie. Kiedy na niego patrzyła czuł się nieswojo. Zdecydowanie wolał kiedy to on patrzył na nią. Kiedy wreszcie pokaże im pokoje? Musi przejrzeć ekwipunek, wcześniej nie miał czasu. W końcu pomyślał, że dla zabicia czasu coś zagra. Zaczął grać swoją balladę pod tytułem "Łza dla cieniów minionych".

Wiem, wiem. Kat. Wybaczcie. :D

Dearien - 2011-12-03 20:10:49

Słuchając ballady Helyasa, pirat tęsknie spojrzał gdzieś w nieokreślony punkt na ścianie. Błądził wzrokiem wśród starych obrazów, lamp i trofeów. Jego uwagę przykuła deska nosząca na sobie ozdobny napis: Elle Vanire. Zagapił się na nią nieco dłużej. Jakieś mętne wspomnienie zamajaczyło mu gdzieś na dalekim krańcu świadomości. Elle Vanire. I stara deska. Morskiemu podróżnikowi od razu skojarzyło się to z okrętem. Ale nie pamiętał, bo po wodach kontynentu pływała jakaś Elle Vanire w przeciągu ostatnich 20 lat. A ta kobieta (Marcelle) nie mogła być starsza niż 30... Jak grom uderzyła w niego genialna myśl. Wszystko zaczęło się logicznie układać. Wśród ludzi jego rodzinnej wsi krążył docinek: "Ty to masz szczęście jak dzieci z Verssusa". Podczas jednej z pomniejszych wojen na Skellige, aby uchronić niewinnych od rzezi, pewna kobieta zabrała wiele dzieci na pokład karaweli Verssuss, aby je wywieźć. Wszystko szło genialnie. Statek wydostał się cało wielu morskich potyczek, aż jakiś czas potem zaginął tajemniczo. Na rafie znaleziono jedynie jego szczątki oraz obgryzione przez ryby szkielety malutkich dzieci... Ta opowieść zawsze sprawiała, że w oku Deariena kręciła się łezka. A teraz przypomniał sobie, jak nazywała się kobieta - kapitan statku. To była Elle Venire. Nie potrzebował więcej dowodów. Mimo czaru, jaki rzuciła na niego niezwykła uroda tej całej Marcelle, podjął decyzję. Wstał, ukłonił się, po czym rzekł:
- Pani, pozwolisz, że wyjdę aby się obmyć po skończonym posiłku.
Nie czekając na odpowiedź, wyszedł, zamykając delikatnie drzwi. Nie minęło kilka minut, a potężny huk rozwarł wrota, które chwilę temu tak elegancko zamknął pirat. Stojący w nich korsarz dzierżył w dłoniach kilka sztuk oręża.
- Dziecko lasu! To chyba Twoje. - rzekł, rzucając Dralann jej łuk.
- Amras, pokaż mi w końcu jak sobie radzisz z mieczem, bo jak na razie to tylko szyłeś z dystansu. - elf złapał zręcznie swój miecz.
Czarodziejka sobie poradzi, ale zostali jeszcze Ci dwaj... Nie wiedział, czy może zaufać bardowi i najemnikowi. Byli porządnie zadurzeni w tej... kobiecie. Postanowił, że sztylet i topór zostaną w drzwiach. Sam pochwycił srebrny miecz, którym finezyjnie stłukł porcelanową wazę.
- Ty... brutalna dziwko bez honoru! Smakowały niemowlaki ze Skellige?! Zaraz wyjmę ich szczątki prosto z... - tu przerwał, bo stało się coś nieoczekiwanego. Z małych drzwiczek za krzesłem Marcelle wyszła drobniutka dziewczynka w brązowych lokach. Jej rumiane policzki wyglądały uroczo w świetle lamp naftowych. Miała na sobie nocną koszulę, a w dłoni trzymała szmaciana lalkę.
- Mamusiu, co to za hałas? - gdy odezwała się w te słowa, Deariena zamurowało...

Amras Helyänwe - 2011-12-04 13:14:39

Amras złapał zręcznie rękojmę swego miecza. Wykonał efektowny obrót i łupnął, może nieco za mocno, pirata w potylicę. Ten, kompletnie zaskoczony takim obrotem sprawy, padł na podłogę, przykładając dłonie do czaszki.
- Pani wybaczy - zwrócił się do Marcelle, salutując mieczem. Ta, przerażona zdarzeniami, zasłoniła sobą małą dziewczynkę. - Mój kompan cierpi na rzadką chorobę, przytrafiającą się ludziom z Archipelagu Skelliege. Konkretniej, zaszkodziły mu morskie opowieści i długotrwały brak kobiet... Przez co czasami zachowuje się dość niestandardowo. Ma jednak wiele innych zalet. - Schował swój miecz do pochwy, po czym kontynuował. - Jeszcze raz, błagam o wybaczenie. Niefortunnie się stało, że przytrafiło się to akurat teraz, pani uroda jednak widocznie działa na nas wszystkich tutaj - rzekł z przepraszającym uśmiechem. Podał rękę piratowi, i pomógł mu wstać. Dość stanowczo poprowadził go na powrót do swego miejsca przy stole, samemu również siadając na swoim miejscu.
- Cóż... Rzeczywiście, źle się wszystko potoczyło. Jednak... - na twarzy Marcelle zagościł wyraz niezdecydowania., jakby walczyła sama ze sobą wewnętrznie. - Cóż, ten dom stanowi zagadkę także i dla mnie. Z wielkim zaciekawieniem wysłucham tej opowieści - zajęła na powrót swoje miejsce, biorąc swą córkę na kolana - może ona rzuci choć cień zrozumienia.
Po czym Dearien, drżącym głosem, opowiedział o nieszczęsnej historii. Nienawiść na jego twarzy zelżała tylko w niewielkim stopniu. Gdy skończył, zapadła długa cisza.
- Nie mieszkam w tym domu od dawna, jednak na skutek pewnych niesprzyjających okoliczności, zostałam zmuszona tutaj bytować. Nie miałam pojęcia, że ten kawałek drewna ma jakiekolwiek znaczenie. Muriel - kobieta pochyliła się, całując dziewczynką w czoło - nie jest moją prawdziwą córką. Przygarnęłam ją kiedyś, na trakcie. A teraz... Cóż, czas chyba udać się na spoczynek. Znajdziecie przygotowane sypialnie na piętrze - rzekła, po czym sama wyszła z pomieszczenia. Bohaterowie spojrzeli po sobie niepewnie.


Amras x
Helyas x
Dearien x
Sigion
Yevereth
Dralann

c4wjajach - 2011-12-04 13:57:27

Helyas wykorzystał moment i kiedy tylko Dearien wpadł w szał, schował kielich w półotwartym plecaku. Nie zdjął wcześniej nic z siebie, nawet buzdygan sterczał za jego pasem a kusza wystawała z plecaka. Nikt go nie zauważył. Uśmiechnął się do siebie. Nie zwlekając wstał i rzekł:
- Co tak siedzicie? Macie zamiar tu nocować?
Po tych słowach ruszył na piętro... jednak w myślach był zaniepokojony. Dearien mógł mieć rację. A kobieta nie wyglądała normalnie... córka też. Wchodząc instynktownie musnął palcami rękojeść miecza...
Nie ufał jej już tak. Wiedział, że coś się wydarzy... Tylko co?

Radosny Rabarbar - 2011-12-04 14:13:41

Czarodziejka wstała, widząc wbiegającego pirata z mieczem w dłoni. Nie przyłączyła się do żadnej ze stron - mogła się mylić co do Marcelle. Poza tym atakowanie kogoś, kto ich ugościł w jego własnym domu nie jest zbyt kulturalne.
Zamurowało ją na widok małej dziewczynki wychodzącej z drzwi zza krzesłem Marcelle. Skoro kobieta miała córkę...
- Muriel - kobieta pochyliła się, całując dziewczynkę w czoło - nie jest moją prawdziwą córką. Przygarnęłam ją kiedyś, na trakcie. - powiedziała Marcelle.
Ah tak, czyli to nie jest jej biologiczna córka. Cóż, czyli wracamy do punktu wyjścia.
- Dziękuję za ugoszczenie i jednocześnie przepraszamza zachowanie kompanów - Yevereth skłoniła się lekko przed panią domu i odeszła w kierunku schodów wiodących na piętro.
Nie tylko ona wiedziała, że nie wszystko jest w porządku.

Amras x
Helyas x
Dearien x
Sigion
Yevereth x
Dralann

Sarumo - 2011-12-04 19:57:20

Dralann opuściła łuk. Mimo to wciąż podejrzliwie. Przy wejściu do domu była spokojna, ale słowa żeglarza wzbudziły w niej podejrzliwość i nieufność. Nie rozumiała dlaczego, to, że dzieciożerca ma córkę zwalnia ją z miana dzieciożercy. Spojrzała na ich elfa i Sigiona, jak na opętanych. Po tym wszystkim wcale nie miała ochoty spać w tym domu, udała się jednak na piętro.






(robie wolne miejsce :))

Szifer - 2011-12-04 21:52:37

Sigion był zszokowany zachowaniem Deariena. Gdyby nie Amras, najemnik sam by mu przyłożył. Strasznie wstydził się za pirata. co prawda na razie, był mu najbliższym z kompanów, dlatego miał wątpliwości po czyjej stronie stanąć. Ot co. Miał wątpliwości. Najemnik. "To nie na moje nerwy".
- Pani, pozwól, że odprowadzę cię, do twoich pokoi, w ramach przeprosin. - spojrzał na malutką dziewczynkę. Nie wiedzieć czemu sprawiła mu ulgę myśl, że nie jest jej biologiczną córką. - Ciebie i Twoją córeczkę.
- Dziękuję, Sigionie, jednak powinieneś udać się d swoich pokoi. Bardzo to miłe z Twojej strony, jednak nie czuję urazy. Wszyscy jesteście zmęczeni i poddenerwowani, mimo, że tego nie pokazujecie. Powinieneś odpocząć. Z waszych opowieści wynika, że czeka was jeszcze długa droga...
- Zrobię, jak powiedziałaś, pani. - Sigion ucałował jej dłoń i ruszył w kierunku schodów zasmucony, iż nie może przebywać dłużej w towarzystwie pięknej Marcelle...

Dearien - 2011-12-05 16:51:04

Z chustką wypchaną stołowymi nożami, które zabrał z kredensu w swoim pokoju, Dearien wyszedł na korytarz. Stary zegar z kurantem wybijał trzecią w nocy. Do pokoju elfa było niedaleko.

Gdy stanął przed drzwiami elfiej izby i wyciągnął rękę by dotknąć klamki, coś chwyciło go za ramię.
- Czekaj. - szepnął niewieści głos zza jego pleców. Pirat rozpoznał w nim jego towarzyszkę, Dralann. Obrócił się i uważnie obejrzał dziewczynę. Cieszył się, że w tę upiorną i cichą noc nie musi oglądać jej w tej niedźwiedziej masce. Ponad to, wcześniej zażyła kąpieli, jak zresztą wszyscy w drużynie. Zdziwiło go jednak, co ona może tutaj robić.
- Hę? - odparł półszeptem.
- Musimy, eee... - Dralann nieco łamał się język - trzymać się razem. Nie mam zamiaru zaufać tej potworzycy, a jeśli reszta drużyny będzie ją chronić...
Mimo, że nie przepadał za tą nadpobudliwą panną, Dearien uśmiechnął się na wieść, że ktoś go popiera.
- Masz rację. To monstrum trzeba zniszczyć. Nie mniej jednak ciekawi mnie, co robisz przed drzwiami Amrasa o trzeciej w nocy. Zdradzisz mi ten sekret?
- Chciałam mu przywalić w nos. - powiedziała z typową dla siebie beznamiętnością.
- Tego nie zrobisz. Nie tej nocy. Dzisiaj nic mu się nie stanie. Ale możesz mi pomóc go... zabezpieczyć.
- "Zabezpieczyć"?
- No wiesz, tak, żeby nic mu się nie stało, aż ktoś nie zdejmie "zabezpieczeń". - Pirat uśmiechnął się nieśmiało.
- Dobra. Cosik tam możemy razem sklecić. Niejeden raz "zabezpieczałam" ludzi.
Uśmiechając się nieco szerzej, korsarz bezszelestnie otworzył drzwi wpuszczając dziewczynę przodem. Elf leżał na łóżku w pozycji wskazującej na to, że padł z wyczerpania. Widać było jednak, że ma sen niezwykle czujny. "To będzie dopiero trudna zabawa" - pomyślał spoglądając na chustkę i tuzin noży, które leżały teraz na podłodze.
- Wiesz, ... - Dearien nie miał pojęcia jak mówić na towarzyszkę.
- Dralann - odparła ta, wzdychając.
- Wiesz, Dralann, jeśli nie odpowiada Ci nastrój w kompanii, to... to zostaniesz z tym sama. Bo ja odchodzę. Tej nocy. Jak po kąpieli minąłem na korytarzy Sigiona, to myślałem, że mnie przewierci wzrokiem... Ale mniejsza o to. Chcesz ze mną uciec?
- Ano, uciec to ja mogę zawsze. A co mi jeno przyjdzie z twojego towarzystwa?
Dearien chrząknął cichutko. Nie wiedział co odpowiedzieć, a w gruncie rzeczy chciałby podróżować z  tą dziewczyną.
- Eee... możemy, nie wiem... Na przykład... - w tym momencie Amras zasapał przez sen. Zabrali się do pracy.

Kilka chwil potem elf obudził się w pozycji co najmniej niewygodnej. Leżał na wznak na drewnianej podłodze, a jego kostki, szyja i przeguby były przyszpilone do ziemi wbitymi w deski na krzyż nożami. Usta zakneblowano mu grubą chustką. Kiedy otworzył oczy, zapłonęła w nich nienawiść. Został ewidentnie upokorzony. Przez ludzi.
- Witaj. - rzekł spokojnie Dearien. - Nie ruszaj się, bo się potniesz, a wtedy wykrwawisz i umrzesz. Tego byś nie chciał, prawda? Mój kompanie... pamiętasz jak wstępowałem do drużyny? Tak niedawno. Ledwie kilka dni temu. Mówiłem wtedy, ze przyłącze się aby obserwować barda. Teraz dokonałem zemsty, a właściwie dokonał tego Helyas. Ciredan nie żyje. Nie jesteście mi już potrzebni, a ja nie jestem potrzebny wam. Wiesz, zrobiłeś ze mnie śmiecia. Wzgardziłeś ostatkiem przejawu wrażliwości w... Criesanglerze. Ostatecznie jednak jestem zadowolony z tak spędzonych kilku ostatnich dni. Bywaj, druhu Amrasie. I przekaż Sigionowi, żeby robił mniejsze węzły i skręcał linę przy końcu przed zadaniem ciosu. To ja lecę.
Pirat wstał, strzepnął kurz z kolan i spojrzał na Drlann, której Amras zobaczyć nie mógł, gdyż stała ona za jego głową.
- Teraz wybór należy do ciebie. Ja ruszam za kilka minut. Koń już gotowy.  - na pożegnanie uniósł dłoń a następnie opuścił pomieszczenie nie zamykając drzwi. Przed dworkiem czekał jego wierzchowiec. Napojony i nieco wypoczęty, był gotowy do nowej wędrówki. W jukach znajdowały się suche ubrania, które zabrał z   komody w swoim pokoju, żywność na kilka dni, bukłaki z wodą, jedna butelka przedniego rumu, jego część zrabowanych pieniędzy oraz miecz i łuk pirata. Po raz ostatni spojrzał na drzwi dworku czekając na Dralann...



Dearien x
Amras
Sigion
Yevereth
Dralann
Helyas

Sarumo - 2011-12-05 18:20:48

Gdy, Dearien opuścił pokój nie czekając nawet na nią, Dralann już wiedziała, że Amras zdążył się zorientować o jej obecności.  Kucnęła z lekka i skrzywiła się.
- Wiesz, co panie elfie, strasznie bym chciała ci w tego, zarozumiałego nochala wykrzywić, ale jak teraz tak tu leżysz zaspany, to aż serca ni mam. Nuż widać, że w tobie elfiego ducha nie wiele, aż za dobra jestem, wiem. Cóż, tyleśmy się widzieli, bywaj!
Natychmiast wybiegła z pokoju, poszła po swój łuk i pobiegła po schodach, które cholernie skrzypiały. Ulżyło jej strasznie, gdy znalazła się na chłodnym nocnym podwórzu. Teraz była już pewna, że dom był nawiedzony. Dearien stał przy koniach. Podeszła do niego i odnalazła swoją klacz. Miała przy niej swoje rzeczy i futro, którym szczelnie się opatuliła. Noc była zimna.
Wskoczyła prędko na swojego konia i wyjeżdżając już z dworku zwróciła się ku piratowi:
- Wiesz, dokąd chcesz jechać?
'Jesienno-mroźne noce ciche są i księżycowe' zanuciła pod nosem zasłyszaną w pewnej wiosce piosenkę. Napisał ją poeta, który przyjechał z dalekich wielkich miast, bo jak mówił chciał odpocząć. Tydzień po tym, jak go spotkała zamordowała go wioskowa złota młodzież, bo zobaczyła u niego na dłoni dwa połyskujące pierścienie.
-To jak, panie piracie?

Amras Helyänwe - 2011-12-05 18:35:31

Amras w półśnie wysłuchiwał dziwacznego dialogu. Choć wszystko wydawało się nadzwyczaj realne, wiedział, że nie może takie być - był zbyt wyczerpany, a alkohol nieco uderzył mu do głowy. Starał się więc kontynuować sen.
Brutalnie wyrwany zeń został jednak parę chwil później. Był w zdecydowanie niekomfortowej sytuacji - przy każdym, najmniejszym nawet ruchu, odczuwał wielki ból, a usta miał czymś zatkane, tak, że nie mógł nawołać znikąd pomocy.
Patrzył na swojego oprawcę, choć to może zbyt duże słowo. No tak, po raz kolejny przekonał się, że w żaden sposób nie może zaufać tym szczurom. Róża z Shaerrawedd miała rację, wiedziała, co robi.
- Bywaj, druhu Amrasie. I przekaż Sigionowi, żeby robił mniejsze węzły i skręcał linę przy końcu przed zadaniem ciosu
Udało mu się z ogromnym trudem wypluć knebel akurat w momencie, gdy pirat wychodził z pomieszczenia.
Odezwał się cicho, siła drżała w jego głosie.
- Nie rozumiem cię, piracie. Dlaczego mnie unieruchamiasz? Mógłbyś się przecież wymknąć niepostrzeżenie ze swojego pokoju i odjechać w mrok nocy. Nie zorientowalibyśmy się do samego rana. Czyżbyś aż tak się mnie obawiał, że nawet śpiący i nieprzytomny stanowię dla ciebie ogromne zagrożenie? Dla pirata, który niejedno przecież przeżył, który niejedno widział. Który niejednego elfa z pewnością ma na sumieniu. Obawiasz się mnie? - Amras starał się możliwie najbardziej wyprowadzić z równowagi Deariena. Splunął, chcąc dodać efektu swojej wypowiedzi, niestety, w tej pozycji udało mu się tylko opluć samego siebie. Kontynuował. - Spójrz na siebie. Jesteś większym skurwysynem, niż ja byłem przez całe swoje życie. Wzgardziłeś gościną, a gdy wytknąłem ci twój błąd - tak się zachowujesz. Opuszczasz nas, gdy już okazaliśmy się ci niepotrzebni. Honor ludzi ze Skelliegie jest przesadzony. Oni nie mają żadnego honoru - Elf widział, jak twarz korsarza tężeje, a dłonie zaciskają się w pięści. Jednak wciąż nie wykonywał żadnych ruchów. Patrzył tylko na twarz Amrasa z trudnymi do określenia emocjami.
- Ostrzegasz, bym się nie ruszał? Cóż, zaryzykuję. Wiesz, piracie, że ciało może wytrzymać tysiąc jeden nacięć, bez utraty przytomność? - mówiąc to, szarpnął lewą ręką. I zawył. Pod koszulą zakwitały coraz bardziej szkarłatne kwiaty krwi (26-3), Amras jednak zacisnął zęby, patrząc z determinacją wprost na Deariena. Spróbował ponownie, tym razem próbując uwolnić nogę. Efekt był podobny(23-3), jednak elf czuł, że noże znacznie się poluzowały, wystarczyło mocniej szarpnąć, i oswobodziłby lewą nogę. Opadł jednak bez sił. Nie mógł się ruszyć, ból w kończynach go przytłaczał.
Pirat obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Jak się jednak okazało, nie byli sami w pokoju. Do Amrasa podeszła Dralann. Kucnęła z lekka i skrzywiła się.
- Wiesz, co panie elfie, strasznie bym chciała ci w tego, zarozumiałego nochala wykrzywić, ale jak teraz tak tu leżysz zaspany, to aż serca ni mam. Nuż widać, że w tobie elfiego ducha nie wiele, aż za dobra jestem, wiem. Cóż, tyleśmy się widzieli, bywaj!
- Żegnaj, dziecię lasu. Bliski już byłem ci zaufać. A teraz... Idź w chuj.



Nieco zmodyfikowałem powyższą wypowiedź, m.in z tym, że Dearien rozmawia z Dralann na korytarzu, a nie w pokoju ;) No i musiałem dodać moje słowa heh. Nie mogłem tak normalnie pozostawić mojej postaci zeszmaconej przez pirata :p



Dearien x
Amras x
Sigion
Yevereth
Dralann
Helyas

c4wjajach - 2011-12-05 18:54:24

Helyas siedział na tapczanie i patrzył się zamyślony na dziwną małą buteleczkę. Co to jest?- zastanawiał się coraz bardziej, gdy patrzył na całkowicie białą nalepkę z kilkoma runami w nieznanym mu języku. Gadać to on umiał po innych językach, z pismem gorzej. W końcu ostrożnie wziął jeden łyk... nic. Bez smaku. Wziął większy łyk i nagle upuścił buteleczkę jakby parzyła. Coś zagwizdało mu w uszach i rozbolała głowa. Zacisnął zęby i przycisnął twarz do poduszki aby zagłuszyć wrzask. To nie alkohol. Ból trwał przez około minutę ale był nie do zniesienia. Kiedy ustał, bard odetchnął z ulgą do póki nie spojrzał na swoje odbicie w oknie. Oczy miał... całe czarne! Bez białek! Przerażony Cofnął się do tyłu i zrzucił z szafki przy ścianie jakieś naczynie. Łupnęło o ziemię tak głośno, że Helyas zatkał uszy. Skąd to mam!- pomyślał już lekko oswojony z dziwnym uczuciem. Nagle usłyszał jakieś dźwięki dochodzące z daleka. Zza ściany. Nie wiedział co się dzieje. Przeklęty napój!- powiedział sam do siebie, ale nie przestał nasłuchiwać. Jakaś rozmowa. Stuknięcia o ziemię. Nagle skrzypienie schodów jakby ktoś uciekał... Bard otworzył drzwi krzywiąc się na dźwięk klamki i ruszył za głosem. Powoli po cichu. Na końcu korytarzu zamknięte drzwi za którymi ktoś lub coś było. Słyszał to. Wyciągnął miecz zza pasa i kopniakiem otworzył drewniane drzwi, znowu się krzywiąc na odgłos kopnięcia. To co zobaczył zdumiało go jak nic. Spodziewał się wszystkiego- wampira, ghula, ale nie zakneblowanego elfa. Przymrużył oczy starając nie poznać po sobie, co się stało i zaczął wyciągać noże z podłogi. Po chwili rozciął węzeł na chuście związanej na twarzy Amrasa.
- Co się stało?- spytał półszeptem nie próbując już kryć co się z nim dzieje- Tylko błagam cicho! Później wyjaśnię.- czuł się okropnie. Sto kaców na raz to nic przy tym kołowaniu się w głowie, a jednak ustać mógł. I te dźwięki... Miał słuch naostrzony jak przeraza... Na dłuższą metę to nic przyjemnego. Kiedy to się skończy- pomyślał, czekając na odpowiedź elfa.


Dearien x
Amras x
Sigion
Yevereth
Dralann x
Helyas x

Szifer - 2011-12-05 20:51:02

Sigion spokojnie przespał tę noc. Co prawda w ciągu nocy budził się, bo z pokoju barda dobiegał dziwny hałas, jakby zrzucił coś na podłogę, jednak pomyślał, że to bard pewnie żyga woim napitku i w kacu nie daje ruda ustać an ziemi. "Dobrze mu tak. Bard, a pije jak byle żul z byle koryta." Sigion poszedł dalej spać i po raz kolejny tej nocy śniła mu się Marcelle...

Radosny Rabarbar - 2011-12-05 21:19:31

Nie zasnela. Cala noc wygladala przez okno wychodzace na stajnie.
Zauwazyla, ze ktos wyprowadza dwa konie ze stajni. Wypadla z pokoju i zauwazyla na koncu korytarza barda. Poszla za nim, zabierajac bron.
Trafila do komnaty Amrasa.
-Gdzie oni sa?-zapytala, unoszac brwi.
-Poszli-odpowiedzial elf.
Nie potrzebowala nic wiecej. Pobiegla w kierunku drzwi wejsciowych.
- Dokad idziesz?- Czarodziejka zatrzymala sie. Odwrocila sie i zobaczyla Miriam.
- Po kompanow-odparla.
Osiodlala konia i ruszyla w pogon.


Dearien x
Amras x
Sigion x
Yevereth x
Dralann x
Helyas x

Amras Helyänwe - 2011-12-07 16:47:06

W Amrasie krew wrzała, lecz nie zrobił niczego.
- Co się stało?- spytał półszeptem Helyas, dziwnie się zachowując.
- Nic się nie stało, wracaj do łóżka. Wyruszamy nad ranem - rzekł, siadając na łożu, i zabierając się do nieudolnego opatrywania swoich ran.
Powrócił do łoża i rozmyślał nad dalszym sensem wędrówki. Stracili czarodzieja, stracili też tę dwójkę zdrajców. Elf był niemal pewien, że nie zdołają uśmiercić mitycznego jednorożca, gdy ich drużyna składa się z trzech osób. Był bowiem pewny że Yevereth również ich opuści, gdy wybiegła z jego pokoju.
Po długim czasie udało mu się ponownie zasnąć. Sen miał jednak krótki, przerywany, fatalny. Nie słyszał dziwnych dźwięków dochodzących z pokoju Sigiona, nie słyszał szeptów długich cieni. Spał.


Dearien
Amras x
Sigion
Yevereth
Dralann
Helyas

Dearien - 2011-12-07 17:58:25

- Najpierw się cofniemy. Pojedziemy do wioski, gdzie natrafiłem na trop naszej drużyny. Jak pewnie wiesz, szukamy jednorożca. Ale nikt nie zdradził mi żadnych dodatkowych informacji o tym całym zadaniu, więc mam zamiar przepytać tamtejszych miejscowych. - Dearien poprawił się w siodle i pewniej chwycił wodze. - A potem chciałem odwiedzić starego znajomego. A Ty? Masz jakieś... plany?
Pirat sięgnął do bukłaka z wodą i pociągnął z niego wielki łyk lodowatej cieczy. Do świtania pozostało jeszcze kilka godzin, mogli więc oddalić się pod osłoną nocy. Czekając na odpowiedź towarzyszki przypasał  miecz, a łuk usadził w juce po lewej stronie. Uniósł się w strzemionach i przeciągnął  się a niektóre stawy strzyknęły nieprzyjemnie. Opadając na siodło westchnął głęboko i zwrócił twarz na Dralann.

c4wjajach - 2011-12-07 20:58:05

Helyas domyślał się czemu odeszli. Mają dość elfa i tyle. Postanowił dowiedzeć się czegoś więcej, ale na wszelki wypadek wrócił do pokoju. Podniósł buteleczkę z ziemi. W środku był jeszcze łyk dziwnej cieczy. Przelał ją do zdobycznego kielicha i pomyślał o pełnym naczyniu. Naczynie napełniło się tym samym wywarem. Z małym smutkiem wylał z piersiówki w kieszeni czerwone dobre wino i wlał do pełna eliksir. Następnie wypił jeszcze jeden łyk. Tym razem nie było tak źle. Tylko zakręciło mu się w głowie, ale ból nie rozsadzał mu głowy. Zarzucił plecak na ramię (wcześniej wkładając kielich) i wybiegł z pokoju. Słyszał głos czarodziejki. Ostrożnie wyszedł z dworku i aby uniknąć straty czasu związanej z rozmową z Yevereh (bez urazy, śpieszę się :D) obszedł dworek za krzakami. W końcu natrafił na pirata i łuczniczkę. Czarodziejki tam jeszcze nie było. Słyszałby jej kroki. Dobiegł go głos żeglarza:
- A Ty? Masz jakieś... plany?
Bard załadował kuszę i wyszedł im na spotkanie. Nie strzelał dobrze, ale był na tyle blisko, żeby nie sprawiało to kłopotu. Wycelował w Dralann.
- Nie ruszajcie się.- powiedział trochę głośniej niż kiedy zwracał się do elfa, choć nadal nie chciał robić ani słyszeć hałasu. Był blady jak śmierć a czarne od eliksiru oczy na tle nocy sprawiały wrażenie, jakby całkiem ich nie miał.
- Znam jako taki zarys sytuacji. Ja też nie cierpię tego zarozumialca. Powiem szczerze, możliwe nawet, że zamiast strzelić teraz na co mnie stać bo nie znam was obu na tyle, żeby było to dla mnie przerażającym przeżyciem, mógłbym z chęcią wyruszyć z wami o ile to nie wadzi, ale zanim podjąłbym decyzję, czy strzelić czy nie, musiałbym wiedzieć, co zamierzacie? Szczerze, w tej chwili jestem bezstronny.
Gdy skończył mówić, nie opuścił kuszy ale nadal obserwował także pirata i nasłuchiwał czarodziejki. Wiedział, że Dearien wolałby nie ryzykować zdrowia lub życia swej towarzyszki a ona zanim naładuje strzałę, zostanie trafiona przez niego. Nie był pewien tylko reakcji czarodziejki. Widząc go może albo odejść w o wątpi, albo go wyprzedzić czego by nie chciał, albo znowu zaatakuje jego. Choć możliwe, że obejdzie się bez spięć. Miał taką nadzieję, wolał nie strzelać, choć gdyby musiał...

Sarumo - 2011-12-08 11:40:24

Dralann uniosła brwi do góry wymieniając rozbawione spojrzenia z piratem. Zerknęła na barda z dezaprobatą.
-Weź mi to te kije sprzed twarzy! Co to jakaś noc zamachów czy co, kurwa? Jak chcesz się przyłączyć, to co powiedzieć nie możesz? Zasrana korona ci z durnego łba spadnie? Naćpał się czego i teraz chodzi po ludziach kijami wymachując! Ha!... Ale zabierz to cholerstwo!
Prawda, bard wyglądał na całkiem otumanionego i chorego, dlatego postanowiła nie ubliżać mu nadto.
Zwróciła twarz ku Dearienowi.
-Nie mam żadnych planów. Jeno on ma chyba, bo tak się zasapał. Bierzesz go ze sobą?

Radosny Rabarbar - 2011-12-09 17:19:50

- Stojcie - powiedziala do Dralann i Deariena. - Ja wam wierze. Rowniez uwazam, ze cos tu jest nie tak. Ale...- zawahala sie chwile - ja wracam. Nie moge tak ich tam zostawic...jezeli chodzi o cycki, wiekszosc facetow jest strasznie slaba.
Westchnela i wrocila do domu Marcelle. Niech wybiora, pomyslala. Nic ich tu nie trzyma. Tak samo jak jej...


Dearien x
Amras x
Sigion
Yevereth x
Dralann x
Helyas x

Dearien - 2011-12-09 21:06:38

Dearien zerknął na barda z politowaniem, ręką odepchnął jego kuszę, po czym zeskoczył z konia. Odruchowo odgarnął z czoła bujną grzywkę, uśmiechnął się do Yevereth i stając u boku jej konia, ujął delikatnie dłoń czarodziejki. Musiał nieco zadrzeć głowę, bowiem wzrostem nie grzeszył.
- Do zobaczenia, panno Yevereth. Do następnego spotkania. I pilnuj cycków Marcelle, żeby nadto nie poprzewracały im w głowach. - Zaśmiał się krótko, poczciwie. Puścił  zgrabne palce  swojej rozmówczyni i na powrót dosiadł swojego wierzchowca.
- Możesz jechać, byle byś nie spowalniał nas zanadto. Jeśli masz coś do wzięcia z dworku, to... to masz problem, bo nie będziemy czekać. W każdym razie... - tutaj zawahał się nieco, a w końcu skonkludował - witaj w drużynie "Nocne skurwysyny". Chociaż nie, to jest aż nazbyt wulgarne. Dralann, masz pomysł na nazwę?
Pirat poczuł teraz, że gdyby nagle jego towarzyszka bądź bard się rozmyślili, to faktycznie miałby do nich uraz. Choć tak nieoficjalnie, właśnie stworzył kompanię. Tak też pewnie czuł się Amras. Ale nie miał ochoty o tym myśleć. W gruncie rzeczy wiedział, że każdy tu dba jedynie o własny interes. Zbyt krótko się znają, żeby na szali dotrzymania wierności stawiać swój honor. Wiedział, że każdy tu dba jedynie o własny interes...

c4wjajach - 2011-12-09 22:35:11

Helyas udał, że odpuścił sobie pomysł z kuszą, ale jednak nadal nasłuchiwał jakichś gwałtowniejszych ruchów. Spojrzał na wierzchowce i uznał, że akcja z elfem była... trochę mało sensowna. Nic nie mieli.
- Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje piracie.- odparł bard- W dworku nic nie mam ważnego, ale nawet jakby i tak nikt nie pali się do pościgu. Ale chwilowo jestem zmuszony odejść stąd więc parę dni mogę z wami jechać.
Po tych słowach wystrzelił strzałę w kierunku ziemi i dosiadł konia.
- A, jeszcze coś...- zwrócił się do Dralann- Nie jestem naćpany. Skończyłem od czasu, kiedy dostępny jest tu tylko fisstech... sproszkowane ptasie gówno. Ale z resztą nie muszę się nikomu tłumaczyć.
Sam osobiście zdziwił się, że zdecydował się z nimi pojechać. Prawdę mówiąc szczerze zamierzał wpakować Dearienowi strzałę, gdy ten odwrócił się od niego. Ale cóż. Lepiej być złym na innych poza nawiedzonymi dworami, niż w nich. Powoli powracał do normalnego stanu. Wreszcie- pomyślał.

(Wiem, sory, że nie w kolejce ale skoro amras i szifer śpi to skorzystałem z okazji i odpowiedziałem)


Dearien x
Amras
Sigion
Yevereth
Dralann
Helyas x

Dearien - 2011-12-12 22:32:56

Spoglądając po raz ostatni w stronę rezydencji Marcelle, Dearien ściągnął wodzę i zorientował się, że nie wie jak ma jechać.
- Po własnych śladach nie wrócimy. - Powiedział jakby do siebie - Tamci wieśniacy nas nienawidzą - spaliliśmy mosty. Dralann, może ty się orientujesz? Albo ty, Helyasie?
Pirat poprawił się w siodle i dość poważnym, ale spokojnym wzrokiem spojrzał na swoich towarzyszy. Oboje starali się coś sobie przypomnieć. Wzdychając ciężko, Dearien spiął wierzchowca i rzucił:
- Może najpierw odjedźmy stąd kawałeczek. Wiecie, żeby nam czasem nie przyszło do głowy zawracać.

Sarumo - 2011-12-14 15:45:55

Wyjechali na szlak, którym już poprzedniego dnia dotarli dworku. Dralann próbowała się skupić, by przypomnieć sobie drogę. Pamięć do wydarzeń i ludzi to miała ona słabą, ale w terenie orientowała się całkiem dobrze. W myślach mignęło jej rozwidlenie dróg z godzinę lub dwie jazdy od miejsca w którym byli.
-Piracie, chcesz obrać jakiś konkretny kierunek? Dalej droga rozwidla się i wiedzie na na północny wschód. Tamtędy można jechać. Jakiś czas chociaż, no nie?
Zerknęła tylko krzywo na barda, dając mu do zrozumienia, że jego nie będzie się pytać o drogę.

Amras Helyänwe - 2011-12-14 20:23:27

Doszło do wewnętrznego rozłamu w drużynie, która i tak trwać miała do uratowania nieznanej nikomu bliżej dziewczyny. Jasne stało się też tym samym, kto przekłada swoją wygodę i kaprysy ponad ludzkie życie.*
Tej nocy dworzyszcze nie było spokojne. Gdyby ktoś akurat przechodził tamtędy widziałby nagłe rozbłyski światła, huk tłuczonego szkła i potępieńcze, nieludzkie wycie...
Nikt jednak nie mógł tego usłyszeć. A człowiek z elfem pozostali zdani na łaskę lub niełaskę nadnaturalnych sił, mając tylko siebie.



*Taaak, wstydźcie się za siebie :p
** Pisajcie pisajcie. Skończmy to prędzej, bo to miał być krótki przerywnik przed finałem, a tymczasem przeciąga się niemożebnie. Liczę zwłaszcza na grupę Deariena, która szerzej coś tam napisze o swoich poczynaniach, bo wątek mój i Sigiona (niebawem jeszcze, jak się zdaje, dołączy Yevereth) i tak jest prowadzony ukrycie i pojawi się do wglądu dopiero na zakończenie przygody ;)



Dearien x
Amras x
Sigion
Yevereth
Dralann x
Helyas

Szifer - 2011-12-16 20:05:27

***

...ciemność...

...Marcelle...

...krew.

Elf ciągnął półprzytomnego najemnika do jego pokoju. Marcelle szła za nim. Sigion strasznie krwawił z ran, które otrzymał. Elf był w dużo lepszym stanie. Gdyby najemnik był całkiem przytomny, widziałby strach Amrasa i wzrok Marcelle, która z rządzą patrzyła na jego świeże rany. Sigion zostawiał za sobą ścieżkę krwi. Amras jakoś dął rade go dźwignąć, po czym nieudolnie opatrywał mu rany. Sigion przestawał czuć już ból...
"Dlaczego tak krwawię...
Co się stało....?
Gdzie jestem....?
Kim jestem..."


Dearien x
Amras x
Sigion x
Yevereth
Dralann x
Helyas

c4wjajach - 2011-12-18 19:25:02

Helyasowi całkiem minął już efekt eliksiru. Odzyskał kolory jakby w jedną chwilę. Kiedy oprzytomniał, powiedział:
- Ja bym proponował rozbić gdzieś obóz. O tej porze i tak mamy małe szanse na dojechanie i znalezienie jakiegoś lepszego noclegu.

Dearien - 2011-12-18 21:22:46

W tej samej chwili z dworku dobiegł ich stłumiony krzyk - chyba bólu. Dearien osądził, że był to raczej głos niewieści. Oblizał wygięte szyderczo wargi na myśl, że mogłaby to być Marcelle. Po chwili jednak zamknął usta gwałtownie usta i stanął dęba. To mogła być też czarodziejka...
- Nie, nie zatrzymujemy się. Jak najszybciej opuszczamy te błotniste lasy. Pojedziemy przez noc, a rano powinniśmy znaleźć jakąś... wieś. Tak, wieś. Prześpimy się w jakiejś wsi. A potem, o ile żadne z was nie będzie miało nic przeciwko temu, spotkamy się z moim znajomym. Przemycał martwe tkanki organiczne i żywe zwierzęta dla różnych sekt. Do rytuałów i tak dalej... Zapewne wie niemało o jednorożcach.
Spiął konia ostrogami i machnął ręką do towarzyszy, by ruszyli za nim. Chciał się stąd prędko wydostać. Po niemiłosiernie długiej nocy pełnej cieni i odgłosów, dotarł na skraj większego, brukowanego gościńca. Na omszałym paliku pełnym sęków i zniekształceń, kołysał się, skrzypiąc, drogowskaz - Bądzioszno ~ 2 mile.
- No, to wiemy gdzie odeśpimy nocną wędrówkę. - oznajmił pirat.

Radosny Rabarbar - 2011-12-19 17:15:28

Krew.
Czula jej zapach.
Szla jej sladami.
Miala tylko nadzieje, ze sie myli.
Szla cicho, bezszelestnie prawie, sila woli powstrzymujac sie od biegu. Chciala nawolywac, lecz sie powstrzymala. Wiedziala, czym to grozi.
Zatrzymala sie przed przymknietymi drzwiami, przed ktorymi konczyla sie jej droga. Uchylila je troche mocniej. Zimny dotyk sztyletu dodawal jej otuchy. Nasluchiwala. Bala sie spojrzec do srodka, bala sie tego, co tam zobaczy. Wbrew wszelkiemu rozsadkowi weszla do srodka.

Amras Helyänwe - 2011-12-19 19:32:09

Amras odwrócił się w stronę otwieranych drzwi, gotowy na każdą ewentualność. Z wielką ulgą odetchnął gdy okazało się, że w drzwiach stoi Yevereth. A więc wróciła.
Nie kontrolując się szczególnie, podszedł do niskiej kobiety i objął ją ramieniem przytulając, w odruchy zwyczajnych uczuć.
- Pomóż mu - powiedział błagalnym głosem, wskazując leżącego w agonii na łóżku Sigiona. Widok był iście szokujący, najemnik ostatkami sił kurczowo trzymał się cieniutkiej linii życia. Elf w myśli po stokroć przeklinał pirata. Gdyby nie jego wybujała duma, razem wyszliby może w lepszym stanie z tego potwornego pojedynku. A tak... Amras nie dokończył nawet myśli.

Helyas  x
Dearien x
Yevereth x
Amras x
Dralann 
Sigion

Szifer - 2011-12-20 14:34:38

Sigion był już prawie nieprzytomny. Nie widział już nic, wokół była tylko ciemność. Byl głuchy na wszystko. Czuł, że pamięć zaczyna go zawodzić. Co tu dużo mówić. Nie pamiętał kim jest. Chciał dotknąć swojego topora. Nie było go przy nim. Słyszał, że człowiek zawsze umiera sam, nawet, jeśli są przy nim jacyś bliscy. Poczuł, że znalazła się tu jeszcze jakaś osoba, jednak nie miało to już dla niego żadnego znaczenia...

Helyas  x
Dearien x
Yevereth x
Amras x
Dralann
Sigion x

Sarumo - 2011-12-20 18:11:53

Gdy noc miała się ku końcowi zajechali do wioski Bądzioszno*. Jej zmęczeni kompani najpierwszej zawitali do gospody. Nawet nie chlali, chociaż bardowi oczy się błyszczały. Były jednak też podkrążone ze zmęczenia. Pirat ogłosił, że mają czas do południa. W tym czasie sam wynajął pokój i zapewne zasnął jak zabity. Dralann nie mając pieniędzy, ani chęci odsypiać w przepełnionej gospodzie a czując się równie znużona, co jej towarzysze poszła do stajni. I tam zasnęła na świeżym sianie, ale w smrodzie i brzęczeniu much. Zaczynało jej się podobać. Jednorożce... kto by pomyślał?






*co to w ogóle jest za nazwa? :D

c4wjajach - 2011-12-20 18:25:25

Helyas wchodząc do karczmy był zbyt zmęczony żeby myśleć o alkocholu. Oglądał go owszem, ale tylko dla analizy jaki chłam tu sprzedają, z wyjątkiem niektórych okazów. Z resztą, tego dnia i tak wypił o dwa łyki pewnego trunku za dużo. Zostawi go tylko na sytuacje wyjątkowe. Uznał, że także nie ma potrzeby go w tej chwili ujawniać reszcie. A niech myślą, że cały czas pilnuje przy sobie zwykłej gorzały. Przywykł. Wszedł do wynajętego wcześniej przez siebie pomieszczenia i opadł na łóżko. Ale nie spał. Ciekaw był jak sobie poradziła reszta z tą bestią. Tak, nie mogła być człowiekiem. Zbyt podejrzanie gapiła się na jego srebrną kostkę... no i gdzie u ludzi takie kielichy. Niestety działał tylko w dworze. Próbował już. Dobrze że skorzystał z niego wcześniej także w innym celu niż picie. Szkoda jednak, mógłby zdziałać z nim wiele. Zarobiłby nigdy nie brakowało by mu... Usnął.

*Ta wioska to chyba nawiązanie do jego miejscowości- Dzierżążno. Podobnie brzmi :)

Radosny Rabarbar - 2011-12-20 22:04:40

Uwolniwszy sie z elfiego uscisku, Yevereth podeszla do rannego.
-Ja...nie wiem, czy moge cos zrobic-powiedziala lamiacym sie glosem.-Postaram sie. Mow, co sie stalo.
Sluchajac opowiesci elfa, czarodziejka zajela sie uzdrawianiem. Przeklinajac barwnie swoje braki umiejetnosci czula, ze sie meczy. W pewnym momencie nie mogla juz stac o wlasnych silach. Osunela sie po lozku i usiadla na podlodze.
-Jak on to przezyje, to ja kurwa zaczne wierzyc w bogow chyba. I gdzie jest ta suka? Zajebie gnide.-wyszeptala.



Helyas  x
Dearien
Yevereth x
Amras
Dralann
Sigion

Amras Helyänwe - 2011-12-21 18:24:10

- Jak on to przeżyje, to ja kurwa zacznę wierzyć w bogów chyba. I gdzie jest ta suka? Zajebie gnide. - Wyszeptala.
- O mnie mówisz? - zapytała zadziornie Marcelle, wychodząc z cienia. Krew kapała jej z podbródka, między zębami zwisały kawałki skóry.
Amras, widząc co się szykuje, stanął pomiędzy obiema paniami, mając miecz w pogotowiu. Żywił ogromną nadzieję że Yevereth, której zdążył opowiedzieć historię* odkąd reszta się odłączyła, nie zaatakuje wampirzycy. Tak wyczerpany elf nie byłby w stanie powstrzymać je przed zabiciem siebie nawzajem. Posłał czarodziejce ostrzegawcze spojrzenie i ruchem dłoni nakazał zajęcie się Sigionem, podczas gdy sam ostrożnie podszedł do pięknej kobiety, i szeptem zaczął coś do niej gorączkowo mówić. Ta skinęła głową i wyszła z pomieszczenia. Po chwili usłyszeli też szuranie, jakie wydają przestawiane meble, w pokoju obok.

* Zaraz podeślę tę historię na priv


Helyas  x
Dearien
Yevereth x
Amras x
Dralann
Sigion

Dearien - 2011-12-22 14:04:18

Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy pirat, znów pełen energii, wstał z posłania. Nie wiedział, czy jechać tej nocy w dalszą wędrówkę, czy poczekać do rana i wtedy rozpocząć dalszą drogę. W gruncie rzeczy, ta wieś zdawała mu się całkiem przyjemna. Zostaną tu jeszcze i zobaczą, co ma do zaoferowania po zmroku...

Po załatwieniu oczywistych spraw w toalecie, Dearien zszedł niżej, do sali jadalnej. Powoli zaczęły się tu gromadzić najróżniejsze osobistości, mniej lub bardziej przyjazne. Zauważył Dralann pijącą coś z gwinta w narożnym stoliku, całą udekorowaną kłakami siana. Nagle, wpadł na pewien pomysł. Pobiegł do stajni, do juków swojego wierzchowca i wyciągnął z nich stertę koszul, spodni, pasów i rzemyków, które uprzednio zabrał z dworku. Wziął wszystko do swojego pokoju i zabrał się do roboty. Powinno być zabawnie.

- Pozdrawiam waszmościa - rzekł poważnie pirat, teraz nie wyglądający jak pirat. Jego tors okrywała szeroka biała koszula, na piersi krzyżowały się dwa pasy, z których jeden stanowił punkt zaczepienia dla pochwy z mieczem, którego rękojeść wystawała znad ramienia. Drugi pas zdobiły małe buteleczki napełnione różnymi alkoholami, które Dearien rzemykiem uwiązał do dziurek. Ciemne spodnie, spętane sznurkami nad i pod kolanem oraz koło łydki wchodziły gładko w czarne buty, które korsarz poprzekłuwał szpilkami imitującymi ćwieki. Włosy, teraz luźno rozpuszczone, oplatały mu ramiona. - Masz li jakie plugastwo do ubicia? - pochylił si,ę nad barem i przemówił do gospodarza szeptem - wiedźminem jestem.



Helyas  x
Dearien x
Yevereth x
Amras x
Dralann
Sigion

Sarumo - 2011-12-22 17:45:20

Po drzemce i małym popitku w karczmie postanowiła obejrzeć sobie miasto. Idąc, zobaczyła jak jakiejś staruszce wypadły jabłka z koszyka. Spojrzała się na Dralann ciepłym wzrokiem, licząc na pomoc. Schyliła się więc, by podnieść da jabłka i schować je do kieszeni. Zawsze to mniej zbierania dla babci. Skąd ona w ogóle miała jabłka tą porą roku?
Gryząc jedno z  nich udała się na rynek, gdzie dziwnym zbiegiem okoliczności katowano właśnie mężczyznę przywiązanego do słupa. Słupa, który zresztą już chyba miał swoje dni świetności za sobą. Pręgierz miotał się wraz ze skazańcem.
Podeszła do jakiegoś chłopa.
-A tego to za co kastrują?- spytała, a słodkie jabłkowe soki spłynęły jej z podbródka na szyję.
-Hę?-popatrzył na nią swym tępym wzrokiem zdezorientowany- A tego tu. Jakoś złoczynił. Bachorom serduszka wycinał pono...- zawahał się. Mężczyzna właśnie zemdlał. A może skonał z bólu- Magik jakiś. Ale Ci tu mówią, nie magik, a czarnoksiężnik*.
Ugryzła jabłko.
-A co to za ludzie?
-Wyznawcy nowego kultu, tak mi się wydaje... tego tam...
Przełknęła ślinę. Nie podobało jej się, że te nędzne psie syny tak się panoszą. Z drugiej strony, chyba Leartes wysłuchał jej próśb. Takiej okazji nie przepuści.

Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić, podeszła do jednego z kapłanów. Szerokie rondo kapelusza przysłaniało jego twarz.
-Czymże zgrzeszył, ów brudny zwierz?- spytała z karykaturalnym przejęciem, które nie umknęło uwadze kapłana.
Mimo to spojrzał na nią uprzejmie i odpowiedział.
-Plugawił ludzkie serce.
-Słucham?
-Odbierał serca młodym chłopcom i oddawał je pustym drzewom.
-Jak?
-Wykuwał w korze otwór i wkładał tam serce. Myślał, że ożyją. Drzewców mu się zachciało. Psi wyznawca Leartesa. Znaleźliśmy w jego domu kapliczkę. Za szybko umarł, mieliśmy dlań jeszcze cały zestaw. Delikatny chłop, jak na takiego co dzieciom serca wyrywał...- Nie skończył, gdyż Dralann szybko pomaszerowała w stronę uliczki, gdzie widziała kobietę z koszem jabłek. Nie widziała jej nigdzie. Podeszła do zasmarkanej dziewczynki bawiącej się z kociętami.
- Nie widziałaś tu starej baby ostatnio... grubej. W czerwonej kiecce i... ona ma jabłka.
Dziewczynka przyglądała jej się z przekrzywioną na bok główką.
-A jak powiem, dasz ciastko?
-Jak nie powiesz dam ci w ten zasmarkany... oczywiście.
-Hm, nie.
-Nie? Ja muszę wiedzieć, skąd macie jabłka. Dziecinko, gdzie rośnie zielona jabłoń?
Dziewczynka zrobiła duże, maślane oczy.
-Oh, jesteś taka słodka, że mogłabym cię zatłuc na śmierć- powiedziała Dralann łapiąc małą za bluzeczkę- a teraz gdzie są jabłuszka, dziecinko? - uśmiechnęła się pokazując dziecku skinieniem głowy na wysunięty nóż.


Dziecko zaprowadziło ją do sadu pod wioską. Już z daleka między zmarzniętymi sennymi drzewami, było widać jedną zieloną jabłoń żywą jak na wiosnę.
-Tylko nie wolno, nic zrywać, to sad mamy..
-Wara mi!
Dziecko uciekło. Zaczęło zmierzchać. Została sama. Nie. Z nim.
Okrążyła drzewo, dotykając delikatnie jego kory. Wyczuła bicie serca.
Położyła się podeń i odetchnęła głęboko.
-Witaj
Drzewo poruszyło się gwałtownie. Odpowiedziało.
-Powiesz mi kto dał ci serce?
-Tylko głupiec
-Tak. To nie jest twoje prawdziwe serce, prawda?
-Nie. Moje już dawno uśpiono. Nie chcę serca, gdy nie mam ducha.
Dralann milczała.
-Można oddać ducha?- zapytała
-Chcesz dokonać zemsty?
-Tak.
-Zaczekaj chwilę. Niedługo wyjadą ze wsi. To podróżni.
Zamilkła, znów po czym spytała.
-A czy tyk kiedykolwiek wcześniej miałeś ducha? Jesteś młody. Nie jesteś prastarym dębem.
-Ty też.
-Jak to jest?
-Być nieświadomym?
-Tak.
-Jestem świadomy. Ulegliśmy, rozumiesz?
-Nie. Dlaczego owocujesz zimą?
-Zmuszono mnie do życia.
Zamilkła.
-Idź w zemście-rzekło drzewo- i powtórz im moje imię- zaszumiał i zamilkło.

We dwóch jechali konno w milczeniu. Zajechał im drogę.
-Leartes pozdrawia- powiedziała.
Pierwszego strzałą trafiła w twarz (śmierć natychmiastowa). Kapłan w kapeluszu, rzucił się na Dralann z krzykiem na ustach. Postrzeliła go w bark, a on spadł z konia. Stanęła nad nim. Wyciągnęła nóż. A potem bebechy. Taki był koniec Maridimora, osławionego później jako Wielkiego Czystego.




*nie mam pewności jak to jest z  nazywaniem złych czarodziei w Wiedźminie. Domyślnie niech to będzie czarnoksiężnik

I wzięłam kasę co była przy koniach. I konie też :p dla formalności.

c4wjajach - 2011-12-22 19:43:31

Helyas wszedł do pomieszczenia pełnego ludzi, stołów i piwa. Jednak tego dnia nie pił. Chciał zarobić. Rozejrzał się po karczmie. Nie było tu nikogo, dzięki komu dało by się zyskać parę koron. Wyszedł i zaczął się rozglądać po okolicy. Po niedługim marszu dotarł do jakiegoś targu. Jak na wioskę to było tam sporo towarów i ludzi. Właśnie miał podejść do stoiska z mięsem kiedy jego wzrok natrafił na stoisko z dużą ilością broni. Zdziwił go jego widok w takim miejscu ale podszedł. Jak się domyślał były to rzeczy w stylu: metalowa pałka, maczuga, ale na środku leżała całkiem ładna szabla. Podniósł ją aby obejrzeć. Miała piękne zdobienia. Była leciutka a jednak wyglądała na mocną i skuteczną. Odłożył. Nie miał pieniędzy... chyba, że...
- Skupujesz broń?- zapytał handlarza
- Zależy jaką.
Bard pokazał buzdygan.
- Czym płacisz?
- Mogę wybrać walutę?
- Byle nie talary.
- Mogą być denary?
- Nawet chętnie, niedługo wyjeżdżam tam gdzie są potrzebne.- handlarz obejrzał broń i rzekł:
- Dam 150 denarów.
- Ile?!- krzyknął oburzony bard i zaczął się targować. W końcu ustalili- 180.
Miał teraz 280 denarów. (licząc zdobyte korony)
- Ile dasz za miecz?- zaytał.
- Mam takie. Najwyżej 110.
Helyas postanowił się już nie targować. Sprzedał miecz i buzdygan i wziął do ręki nową szablę [7] (390 denarów- 370= 20).
Poszedł dalej rozglądając się po wiosce. Kuszę postanowił sobie zostawić ale teraz miał bardzo mało pieniędzy. Grą zarobił 10 denarów (łącznie 30) ale to nadal mało. Ale się nie martwił. W sakwie konia miał dwie głowy warte 50 koron. (w przeliczeniu na denary 500- 1 korona=10denarów). Powrócił do karczmy.

Chciałem sobie dokładniej ustalić ile mam pieniędzy :D

Dearien - 2011-12-23 20:25:00

Karczmarz spojrzał na pirata z powątpiewaniem. Istotnie, "normalne" źrenice i rumiane policzki zdradzały niewiedźmińskość Deariena. Wiedząc wahanie barmana, korsarz przejął inicjatywę siląc się na poważny i beznamiętny ton:
- Nie obawiajcie się mnie, panie gospodarzu. Nie jestem zbirem jakim, a jedynie potwory ubijam. Macie tu jakie oszluzgi pode wsią? Wampiry, strzygi?
Gdy jego rozmówca spojrzał w przewiercające oczy Deariena, nie miał czasu ni ochoty zastanawiać się szerokością źrenic.
- Panie wiedźmin - zaczął nieco niespokojnie - wszystko u nas w porządku. Ale...
- Ale?
- Chłopy pono wiedzieli coś strasznego.
- Mówże dalej.
- Na skraju wsi, we zagajniku drzewa ruszające się widzieli.
- Powiedz no mi zdeka więcej.
- O to, panie wiedźmin, zapytaj ich osobiście. Siedzą takie obdartusy pode spichrzem i nic, ano bimber chleją.
- Dziękuję, panie gospodarzu. Zobaczę, co da się zrobić.

"Ruszające się drzewa" - pomyślał zrezygnowany - "Tym to chyba od gorzały mózgi odjęło". No, dostał swoje pierwsze wiedźmińskie zlecenie. Szkoda, że na coś, co nie istnieje. Nie chciał jednak jeszcze rezygnować ze swojej zabawy. "Gdzie by poszedł wiedźmin?" - zastanawiał się. Pio chwili namysłu skierował się pod wiejski spichlerz. Może spotka tych chłopów. Jeśli nie dowie się, co za proszki biorą, że drzewa im się przed oczami ruszają, to przynajmniej obalą razem flaszkę. Minął po drodze Helyasa, który parsknął śmiechem na jego widok. Nie wchodząc w dyskusję, pirat poczłapał dalej. Minął plac zgromadzeń, gdzie ślady krwi informowały o niedawnej egzekucji. Świerszcze zaczęły koncertować, kiedy finalnie stanął przed wrotami wielkiej, krzywej stodoły połatanej deskami. Nie było tam jednak nikogo. Nie widząc innej alternatywy, zaczął wracać do gospody. Może ten ich drużynowy bard coś zagra, a może będzie okazja kogoś naznaczyć bliznami. Wtem, usłyszał rżenie koni, fanatyczny okrzyk i jęk agonii. Dobiegały od wschodniego wyjazdu. Po minucie truchtu był na miejscu. Popatrzył na Dralann pytająco.

Wilk - 2011-12-24 14:42:00

Czarodziej budził się powoli. Przetarł oczy, zanim je otworzył, przeciągnął się ospale rozprostowując kości. W końcu wstał z niewygodnego łóżka i rozejrzał się po izdebce. Ale zaraz, gdzie on jest? Nie pamiętał tego miejsca. Nic, co tu się znajdowało nie było mu znajome, nawet ubranie na sobie miał obce. Rzucił się do przeszukiwania pomieszczenia, w efekcie czego znalazł wszystkie swoje rzeczy za wyjątkiem miecza. Zeźlił się i zaklął szpetnie. Po chwili zaczął trzeźwo myśleć, próbował przypomnieć sobie co się stało, skąd się tu wziął. Usiadł na łóżku krzyżując nogi, ręce oparł na postawionym na podłodze kosturze i zagłębił się w swych myślach.
    Rozmyślania szybko przerwało mu ciche pukanie do drzwi. Bez zezwolenia do izby weszła niska, ciemnowłosa, delikatnej urody młoda dziewczyna, lekko zamykając za sobą drzwi. W ręku trzymała drewnianą miskę z ciepłą jajecznicą i słusznych rozmiarów pajdą chleba. Jej piękne, ciemne, zielone oczy rozwarły się ze zdumienia na widok siedzącego Garveya, odruchowo wykonała krok w tył. Niefortunnym trafem jej stopa trafiła na wystającą z podłogi deskę, piękność potknęła się i machnęła kilka razy rękami w powietrzu by złapać równowagę. Udało jej się to, lecz miska z jedzeniem poleciała w górę i po łukowej trajektorii wylądowała tuż przed nogami czarodzieja. Dziewczyna patrzyła na niego jak na żywego trupa, oczy jej były wielkości piłeczek. Mag chciał załagodzić sytuację, więc uśmiechnął się swym szelmowskim uśmiechem i gestem pokazał brunetce, by się zbliżyła.
- Ty… ty żyjesz! Myślałam… że… się nie obudzisz… że wielmożny pan się nie obudzi… że… - szeptała. Potrząsnęła długimi lokami z niedowierzaniem i ukryła twarz w dłoniach płacząc.
- Ale obudziłem się. To taka tragedia? - zagadnął czarodziej i podszedł do dziewczyny obejmując ją za ramię. Ona przestała płakać i zadarła głowę go góry wpatrując się w jego nieprzeniknione oczy i rzuciła mu się w ramiona.
- Możemy porozmawiać? Nie wiem gdzie jestem, co tu robię, gdzie jest reszta, a przede wszystkim kim ty jesteś. Wytłumaczysz mi to?
    Dziewczyna chwilę milczała, po czym usiadła na nieposłanym łóżku. Za jej przykładem poszedł też Garvey.
- Jestem Pleur, córka karczmarza - zaczęła od przedstawienia się. Wzięła głęboki oddech i zaczęła znów mówić - Po waszych walkach leżałeś nieprzytomny w kącie, dookoła ciebie było pobojowisko. Twoi kompani zapłacili za nocleg i zostawili cię tu, a sami wyjechali dwa dni temu. Pieniędzy było na jedną noc, ale uprosiłam ojczulka, by cię nie wyrzucał stąd. Jakże to tak, poobijanego i bez oznak życia wyrzucić? Zajęłam się tobą, smarowałam maściami… Oni zostawili ci tylko konia. A ja myślałam… Ja głupia… - głos jej się załamał, przerwała. - Wyjedziesz teraz, prawda? Zostawisz mnie? - zapytała z oczami pełnymi łez. Czarodziej zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią.
- Oczywiście, że nie. Muszę szukać swoich kompanów, jestem im potrzebny. - odrzekł - W końcu będę musiał wyjechać, ale zabawię tu jeszcze trochę. Powinienem coś zjeść i się przygotować do podróży.
    Na jej piękne, czerwone usta wpełzł nieśmiały uśmiech. Zarumieniła się leciutko i odwróciła wzrok, lecz po chwili odważnie wbiła go w Garveya. Objęła go i zdecydowanym ruchem pociągnęła tak, by leżeli obok siebie.
    Spędzili razem miły poranek.


- Wrócisz tu jeszcze, prawda?
    Oboje stali przed karczmą. Garvey trzymał za uzdę osiodłanego konia, Pleur wisiała na jego szyi, wpatrując się w niego jak w nadprzyrodzone zjawisko. Było po południu.
- Ależ oczywiście, wrócę do ciebie - skłamał gładko czarodziej, jak to robił zawsze. Nie chciał, by dziewczyna rzucała się za nim w pogoń, a niechybnie do tego by doszło, gdyby nie obiecał powrotu.
- Ach, jak cudownie! - krzyknęła i puściła go, robiąc kilka piruetów ze szczęścia. Nagle stanęła i klepnęła się delikatnie w czoło. - Jak mogłam zapomnieć! - pobiegła do karczmy. Wróciła po chwili z niemałym pakunkiem, wręczając go czarodziejowi. Ten otworzył go, by obejrzeć zawartość. Dostał w prezencie płaszcz z kapturem, rzemienie, ubranie na zmianę, jedzenie i picie na tydzień i dwie butelki alkoholu.
- Dziękuję - powiedział i pocałował kobietę, a pod nosem mruknął - Teraz najbardziej przydałby mi się miecz.
    Dziewczyna spochmurniała, lecz zaraz uśmiechnęła się i w podskokach ponownie wbiegła do karczmy. Wróciła z mieczem w pochwie i dała go magowi. Garvey z wahaniem przyjął podarunek i wyjął go, oglądając dokładnie. Był niedrogi, lecz też nienajgorszej jakości. Najważniejsze, że nowy.
- Ojczulek dostał go w prezencie, ale nie potrzebował do tej pory - wytłumaczyła cicho Pleur oglądając się dookoła, czy nikt nie podsłuchuje. - Tobie bardziej się przyda. Ale nie mów mu, że ci go dałam.
    Czarodziej uśmiechnął się szeroko, przypasał miecz, pocałował dziewczynę i wsiadł na konia.


Wiatr przyjemnie rozwiewał mu włosy, wyjątkowo niezwiązane rzemieniem. Pędził na koniu całą noc, nie zatrzymywał się na dłuższe postoje. Zwierzę było na skraju wyczerpania, lecz znajdowali się w lesie, a mag wiedział, że nad ranem może być tu niebezpiecznie. Długo nie spał, lecz nie odczuwał zmęczenia; wystarczająco długo wypoczywał w karczmie. Dwa dni w letargu robiły swoje. Był zły na kompanów, że go tam zostawili, lecz chciał to wyjaśnić z nimi w rozmowie.
    W pewnym momencie usłyszał świst strzały, grot lekko musnął jego włosy. Po chwili drugi raz. Zatrzymał konia, schował się za drzewo. W niewielkiej odległości od siebie zauważył sylwetkę, najprawdopodobniej człowieka. Gdy upewnił się, że nie dostanie strzałą w serce, Podszedł w stronę nieznajomego. Przyglądał mu się dłuższą chwilę. Był ubrany w skórzany, sięgający ziemi płaszcz, twarz okrył kapturem, spod którego wystawały tylko długie jasne włosy.
- Kim jesteś? - zapytał nieufnie, lecz intrygowała go ta postać.
- Jestem światłem, choć wciąż szukam cienia;
będąc rzeką umieram z pragnienia;
jestem słońcem, co zaszło o świcie;
jestem śmiercią, co stała się życiem. - usłyszał w odpowiedzi śpiewny głos, niewątpliwie kobiecy.
- Nic mi to nie mówi. Możesz mi to powiedzieć jaśniej?
- Jestem Głosicielem Prawdy, Czyścicielem Świata, Upadłym i Powstałym, Mordercą Niewiernych - odpowiedziała znów zagadkowo obca. - A przede mną właśnie stoi niewierny. Nawet coś więcej, niż niewierny, wszak to mag, plugawy odmieniec zaprzeczający prawom Natury! Zdradził cię twój kostur, odmieńcze. - kobieta splunęła na ziemię, napięła łuk i wymierzyła w Garveya. - Rozprzestrzeniacie się, rozmnażacie jak króliki. Dać wam trochę wolności, spuścić was lekko ze smyczy, wypuścić z klatki, a już dążycie do władzy, już pragniecie nas zgubić! Ale nie, ja się nie dam, sama was wytępię, parszywe mutanty, wymorduję co do ostatniego, choćbym musiała świat cały przemierzyć!
    Czarodziej przestał słuchać gróźb w momencie, gdy ta napięła łuk. Skupił się, wyczuł żyłę Mocy, pobrał odpowiednią ilość. Gdy był gotowy wymamrotał zaklęcie, wykonał szybki gest dłonią i rzucił ognistą siatką we wroga. Kiedy kobieta miotała się [tracąc hp], Garvey wymierzył w nią mieczem i trafił w dziurę między płonącymi nićmi. Szybko dokończył dzieła wbijając go raz po razie.
- Życie za życie. Nie zadzieraj z czarodziejem. - powiedział, gdy nieznajoma zamarła w bezruchu. Wyczyścił miecz o trawę i obejrzał się za jej łukiem. Razem z kołczanem odrzuciła go daleko, lecz obie rzeczy były nadwęglone, nie nadawały się do użytku. Mag wzruszył ramionami, pobrał tyle Aury, ile tylko mógł i pognał w kierunku wyjścia z lasu.


    Gdy słońce powoli zachodziło, Garvey znalazł się w wiosce o wdzięcznej nazwie Bądzioszno. Był zmęczony, po walce z fanatyczką zatrzymał się tylko pożywić i napoić konia. Pytał mieszkańców o drogę do jakiejś karczmy, jednoznacznie pokazywali w tym samym kierunku. Gdy dotarł pod jej drzwi schował włosy pod kapturem, zostawił przywiązanego konia i wszedł.
    Pierwszym, co mu się rzuciło w oczy była znajoma twarz. Twarz barda. Helyasa. Podszedł do niego, ciężko padł na ławę, odrzucił kaptur.
- Helyasie! To ja, Garvey. Gdzie reszta? Co wy tu robicie? Co się działo?! - zarzucił barda pytaniami.

c4wjajach - 2011-12-25 18:55:13

Gar... Var.. Ey...!- krzyknął zaskoczony bard choć w jego głosie dało się odczuć radosny ton.
- Już odpowiadam... Wybacz za miecz ale bez niego niewątpliwie ja i Amras bylibyśmy bez życia w tej chwili... ale widzę, że z tym kłopotem sobie poradziłeś. Po walce wpadliśmy na trop szajki i musieliśmy natychmiast ruszyć w bój [...] (Tu opowiada jak opłacili mu nocleg, ruszyli w ucieczkę przed ludźmi po samobójstwie Vanessy, jak trafili do dworu Marcelle, jak Sigion, Elf i czarodziejka zostali a on pirat i Dralann- opowiedział mu o niej- wyruszyli swoją drogą nie odpuszczając sobie misji związanej z rogiem zwierza i wreszcie jak rozdzielili się tymczasowo w karczmie w owej wsi a pirat postanowił zabawić się w wiedźmina).
- Nie żyw do nas urazy, gdybyśmy cię zabrali to z pewnością by cię zarżnęli śpiącego a potem musieliśmy uciekać przed hołotą. Twój miecz niestety ma Amras, ale skoro ja go miałem na początku, przyjmij ode mnie to. Również wiele warte- powiedział odlewając do małej buteleczki trochę eliksiru z piersiówki.- Nie wiem co to ale robi niezwykłe rzeczy. Daje wspaniały słuch na pewną chwilę. Ja właśnie mam zamiar sprzedać dwie głowy bandytów warte po 50 koron. Nie wiesz, gdzie można to zrobić?- Spojrzał pytająco na maga. On sam nie był doświadczony w handlu takimi rzeczami a mag wyglądał na kogoś obeznanego w takich sprawach. Przynajmniej bardziej niż bard. Chyba odsprzeda komuś tą szablę z powrotem i uzbiera na lepszą jak już sprzeda łby...

Sory, że piszę teraz ale nie dam magowi czekać :) Jak komuś zależy to niech śmiało się wpycha przy następnej kolejce przede mnie.

/Przechodzimy na PW - Wilk

___________________________________________________________________________________
Dobra sam się pogubiłem więc kolejka obecna wygląda jak niżej:
Yevereth x
Helyas x
Sigion x
Garvey x
Dralann x
Dearien x
Amras
(Heian)

Amras Helyänwe - 2011-12-26 18:55:41

Amras chodził po pokoju tam i z powrotem. Oczekiwanie podczas którego Yevereth leczyła Sigiona, było długie, ciągnęło się nieznośnie. Elf co chwila pytał czy może jakoś pomóc, ogólnie jednak czarodziejka wydawała się nie mniej zdezorientowana i bezradna, niż on sam. To źle wróżyła życiu najemnika.
Amras usiadł na podłodze przy ścianie, w skupieniu samemu gładząc swoje świeże rany na przegubach, po zdradzieckim podejściu przez pirata. Po raz kolejny poprzysiągł mu cierpienie w myślach przy najbliższej okazji.
Odchylił ciężko głowę w tył, przymykając oczy. Pomóż, Melitele. Nie wierzę w ciebie, ale pomóż nam, inaczej to nie będzie jedyna ofiara, jaka złożona zostanie Karagonisowi.


Yevereth
Helyas
Sigion 
Garvey
Dralann
Dearien
Amras
(Heian)

Sarumo - 2011-12-27 14:55:41

Wyciągała gasnące serce z piersi kapłana, gdy pirat Dearien wjechał na drogę z pytaniem na twarzy. Wyglądał niecodziennie , co prawda. Dosyć zabawnie. Dralann spod zmarszczonej gniewem twarzy uśmiechnęła się do niego.
-Ładne prawda? - uniosła w górę serce.
Dearien siedział cicho więc kontynuowała.
-Wiesz, myślałam by oddać je panu Leartesowi. Teraz wydaje mi się, że lepiej zakopać je w ziemi, albo zmielić na kotlet.
Zaciągnęła zwłoki w pobliskie krzaki  i zostawiła. Nie chciała kalać blisko płynącej rzeki. Wzięła srebrnego konia kapłana i zwróciła się w stronę wioski.
Wracając, gdzieś między drzewami mignął jej jeleń o rozłożystym porożu.



Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann x
Dearien
Amras
(Heian)

Radosny Rabarbar - 2011-12-27 15:25:53

- Wydaje ci sie. Uprzedzam, ze stane sie niemila, jesli bede miala dalej z toba rozmawiac - odwarknela Marcelle. Elf podszedl do niej i zaczal cos cicho mowic. Czarodziejka podeszla do okna, otwarla je i zaczerpnela energii z powietrza, by nadal probowac pomoc poszkodowanemu.
- A ona dokad? - zapytala elfa, kiedy Marcelle wyszla.


Yevereth x
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann x
Dearien
Amras
(Heian)

Dearien - 2011-12-27 19:45:31

Patrząc na niecodzienną scenę, Dearien uśmiechnął się gorzko. Nie za bardzo rozumiał o co chodzi. Kim był Leatres? Eee, dowie się tego potem, o ile w ogóle dalej będzie go to interesować. Postanowił rozluźnić atmosferę:
- Ci ludzie pewnie też widywali ruszające się drzewa, tak?
Już chciał pospieszyć z wyjaśnieniami swojego wiedźmińskiego zlecenia, kiedy Dralann spojrzała na niego co najmniej nieprzyjemnie. Nigdy nie widział na jej twarzy takiego grymasu. Jakby czuła się urażona.
- No co? - zapytał, nieco tracąc pewność siebie pod ciężarem wzroku jego towarzyszki. - Wyjaśnisz mi łaskawie, dlaczego zarżnęłaś na środku traktu dwóch ludzi? - zapytał. Zabrzmiało to nieco bardziej opryskliwie, niż zamierzał.

Yevereth x
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann x
Dearien x
Amras
(Heian)

Amras Helyänwe - 2011-12-30 20:52:16

- A ona dokad? - zapytala elfa, kiedy Marcelle wyszla.
- Poszła nieco posprzątać szczątki. Zaraz wróci. - Amras obrócił się w kierunku drzwi, wpatrując się w nie w oczekiwaniu.

***

(Nasz wątek dzieje się dwa dni później, gdy Sigion jest już w stanie chodzić i żyć. Nie mamy czasu ślęczeć w tym nudnym fragmencie. Wątek dearienowski dzieje się tak, jak tam sobie ustalicie)

Amras sprawdził po raz kolejny, czy wszystko ma przy sobie. Wielkiego dobytku nie miał, toteż prędko poszło.
Wychodząc z dworku, czuł, że spada mu kamień z serca. Obrócił się jeszcze raz, ostatni raz, by spojrzeć na ponury budynek w świetle wschodzącego słońca. W jednym z okien rysowała się postać samotnej Marcelle. Elf odwrócił wzrok i spojrzał na swoich towarzyszy. Sigion wyglądał o wiele lepiej, wciąż jednak był daleki od dobrej dyspozycji. Czas jednak naglił.
Wskoczył na konia i pognał w jedynym odpowiednim według niego kierunku.


Gorszego posta w przygodzie chyba wcześniej nie napisałem xD

NOWA KOLEJKA
Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann
Dearien
Amras
(Heian)

Szifer - 2011-12-31 16:12:33

Sigion nie miał pojęcia jakim cudem udało mu się wyjść z tego cało... No może nie do końca cało. Nadal nie był w pełni sił. Jednak miał ich na tyle, żeby dosiąść konia i udać się w dalszą podróż. Wiedział, że jeśli napotkają jakieś przeszkody nie będzie w stanie korzystać z topora. Cieszył się, że ma o wiele lżejszy miecz, a nawet dwa. Yevereth bardzo mu pomogła. Będzie musiał się jej kiedyś za to odwdzięczyć... Kto wie, może już niedługo będzie miał okazję.
Spojrzał ostatni raz na dworek, w którym stała Marcelle. Mimo, że się od niego oddalali, ciągle widział jej piękne oczy. Odwrócił się do Amrasa.
- Co teraz? Jest nas tylko troje. Ja nie jestem jeszcze w pełni sił. Zakładam, że nie masz zamiaru gonić za tamtymi, chyba, że się mylę? - Sigion nie miał pojęcia co teraz zrobi tak uszczuplona drużyna. Miał nieliczne kontakty, jednak wątpił, że zdoła z nich wydobyć potrzebne informacje. Musieliby mieć dużo szczęścia. Poza tym Sigion w ciągu tych kilku lat, kiedy pracował na zlecenia różnych ludzi nie zdążył zawiązać wielu znajomości. To była jedna z wielu przyczyn, dla których tak często dostawał robotę, jednak wiedział, że to się z czasem zmieni...

Yevereth
Helyas
Sigion x
Garvey
Dralann
Dearien
Amras
(Heian)

Sarumo - 2012-01-03 19:24:57

Odwróciła wzrok od  pałętającego się blisko pirata. Zadarła głowę ku niebu.
-A co ja ci tu tłumaczyć muszę? Tyś nigdy na trakcie nikogo nie zarżnął?
Zerknęła na Deariena, tak by ten wcale nie zauważył. Ale zauważył.
-Ech, tam w sadzie, jak chcesz to idź se obacz. Resztę wycieli, tak mnie się zdaje. I zdaje mnie się, że nic nie zobaczysz... zaczekaj... co zrobić ze stworzeniem zmuszonym do życia, piracie?


Absolutne minimum :p

Yevereth
Helyas
Sigion x
Garvey
Dralann x
Dearien
Amras
(Heian)

Dearien - 2012-01-03 20:47:06

Nieco zdezorientowany korsarz potrzebował dłuższej chwili na ogarnięcie umysłem faktów. Więc Dralann wierzyła w ruszające się drzewa? Na dodatek zabiła jakichś wędrowców. Mogli mieć kłopoty, i to niemałe. Postanowił się w to nie mieszać.
- Dralann, masz teraz zamiar... wyrównać jakieś rachunki, czy coś? - otwarcie zapytał Dearien - Jeśli tak, to poczekamy. Ale nie możemy zabawić tu długo.
Czekając na odpowiedź, dociągnął pasy i poprawił pochwę miecza. Bawiąc się buteleczkami z alkoholem, raz jeszcze się odezwał.
- Mam zamiar wyruszyć nad ranem. Do wspomnianego znajomego. Czeka na nas kawał drogi, bowiem mieszka na wybrzeżu pod Novigradem. Chyba Cię nie zniechęciłem wizją długiej wędrówki, co? - uśmiechnął się pogodnie. Wiedział, że ta dziewczyna mogłaby biec tygodniami przez bagna, zanim doznałaby znużenia. Wiedział, ale nie mówił, że wie. - W każdym razie - podjął, zanim ta odpowiedziała -  teraz udam się do karczmy. Pewnie nasz uroczy bard już tam siedzi i zapija się w trupa. Poszukam jakichś zleceń. - wyszczerzył się i rozłożył ramiona, prezentując swój ekwipunek. - Swoją drogą, kojarzę pewnego wiedźmina, który podróżował z bardem. Ale nijak nie mogę sobie przypomnieć ich imion. 
Po tych słowach odszedł. Wyprostowany, z rękami płynnie przemykającymi w przód i w tył, opierając ciężar ciała na lewej nodze, miękko stąpając po trakcie.

Yevereth
Helyas
Sigion x
Garvey
Dralann x
Dearien x
Amras
(Heian)

c4wjajach - 2012-01-04 19:26:01

Jeszcze przed wieczorem po rozmowie w karczmie, Helyas ruszył kawałek przed magiem w kierunku dworku Marcelle. Droga była spokojna, więc bard był zadowolony. Miał w planach zaprowadzić szybko tymczasowego towarzysza do drużyny elfa i wrócić jeszcze tego samego dnia o ile to możliwe. Późnym wieczorem (jeśli nie wczesną nocą) bard zatrzymał konia nieopodal posiadłości kobiety i pożegnał maga. Tak jak chciał, ruszył z powrotem w miarę szybko.
Powrót z początku odbywał się dokładnie tak jak przewidział. Kiedy był w połowie drogi było już na tyle ciemno, że gdyby jechał przez las, z trudem mógłby zauważyć jakiekolwiek drzewo. Na dodatek niemiłosiernie padało. A kiedy ruszał nawet kropla z nieba nie spadła. Zaklął w myślach, zdjął przemoczony kapelusz, który już tylko pogarszał sprawę i pośpieszył konia. Mimo wszystko udało mu się znaleźć w wiosce przed świtem.
Zaprowadził wierzchowca do stajni, wszedł do karczmy po czym zdjął mokrą kurtkę i usadowił się na zabranym z innego stolika krześle przy płonącym kominku. Wiedział, że jeśli teraz zaśnie, to i tak niedługo zaświta i tak będzie nie mniej zmęczony. Poza tym i tak świt powoli się zbliżał.

Yevereth
Helyas x
Sigion x
Garvey
Dralann x
Dearien x
Amras
(Heian)

Sarumo - 2012-01-07 21:43:11

Zastała za piratem, gdy ten skierował się do wsi. Myślała o nim. Czy nie powinna wydrzeć serca, które bije wbrew woli.
'Nie dla mnie wielkie rzeczy' myśl musnęła jej głowy. Dralann wyprostowała się patrząc uznaniem na zachodzące słońce. Jak na brata, który spełnił dobrą robotę.*
-Ejż!- zakrzyknęła, prąc koniem przed siebie- Piracie. Wracam również.

Karczma był praktycznie opustoszała. Z gotówki, jaką znalazła w jukach u koni kapłanów wynajęła pokój na nocleg. Zaśmiała się w głos na widok pościeli.


*nie wiem jaka była pora dnia, ale ma być cholera epicko :D I znów absolutne minimum, ale chciałam dac odpocząć mojej postaci, więc dorobiłam se post do tamtego krótkiego. Drodzy admini, w ogóle zezwala sie na komenty pod przygodą?


Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann x
Dearien
Amras
(Heian)

Dearien - 2012-01-08 00:08:25

Dearien długo wpatrywał się w tańczące płomienie. "Rozpadało się jak... jak cholera" - pomyślał. Stare, oklepane wyrażenie "jak z cebra" było zbyt stare i oklepane.  Obszedł karczmę i targowisko z tuzin razy, szukając barda. Nie znalazł. Gdy po raz nie-wiadomo-który upił łyk z pękatego kufla piwa, który dostał od karczmarza z racji tego, że jest wiedźminem, drzwi gospody się otworzyły. Z nadzieją odwrócił się przez ramię, szukając znajomej twarzy dryblasowatego grajka, jednak jej nie znalazł. Zaklął. Sam nie widział, czy w myślach, czy jawnie. W drzwiach stanął jakiś rozanielony młodzieniec, który pewnie właśnie wrócił z wioskowego zamtuzu. Dearien wdepnął tam wcześniej, szukając Helyasa. 2 panienki na krzyż. Jedna z HIV'em, druga z rzeżączką. Wybierasz, co chcesz.

Lekko podchmielony, jednak wciąż trzeźwy, ruszył na pięterko. Do pokoju Dralann.* Wiedział, że nawet jeśli śpi, to zerwie się z posłania zanim ten przekręci klamkę. Poprawiając klamry pasów, które często mu się luzowały, stanął na korytarzu. Pochodnia za jego plecami sprawiała, że wielkie, migotliwe widmo pirata rozciągało się podłodze aż po koniec holu. Wszedł do pomieszczenia, za nocleg w którym zapłaciła jego towarzyszka.

Rozmowa na Priv.

* Ekhem, jako członkowie jednej drużyny musimy się lepiej poznać, nie? xD

Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann x
Dearien x
Amras
(Heian)

Wilk - 2012-01-08 15:26:27

Garvey wskoczył na konia i podążał za wytyczoną przez barda ścieżką. Musiał mu zaufać, musiał wierzyć, że ten nie wyprowadzi go w pole, nie zawiezie w sam środek pułapki. Zresztą, po co miał to robić? Nie spodziewał się przecież powrotu czarodzieja, najprawdopodobniej nikt z drużyny go nie doceniał. Nie wiedzieli, że wróci.
Mag otrząsnął się z zamyślenia, rozprostował w siodle, rozejrzał. Wciąż gnali, Helyas na koniu obok nie zwracał uwagi na Garveya, który nie odezwał się nawet słowem. Nie chciał z nim rozmawiać. Ponownie skulił się, wbił wzrok w grzywę konia i zamyślił.
Co zrobi, gdy będzie za późno? Rzuci się na ratunek, poświęci życie w obronie? Czy uniknie tego, odwróci się plecami i zwieje podążającej za nim śmierci? A co zrobi Helyas, ten bard, który sam nie wie co ma ze sobą począć? Co obaj zrobią, gdy okaże się, że nie było po co tam jechać?
Za dużo pytań. Za mało odpowiedzi. Mag ponownie spojrzał na barda, potem przed siebie. Niedługo będą na miejscu. Niedługo wszystkie wątpliwości się rozwieją.

***

W końcu dotarli na miejsce. Bard nie musiał tego oznajmiać, wspaniały dworek był widoczny z daleka i trudno było go pomylić z innym domostwem. Gdy zbliżyli się, Garvey zeskoczył z konia i już chciał zapukać, lecz jego uwagę zwróciła pewna rzecz. Co tu robiły ślady podków? Bystre oko maga nie mogło ich przeoczyć. Dłonią pokazał Helyasowi, by się nie ruszał, po czym podszedł do nich, zbadał. To musiały być konie reszty drużyny, przecież innych śladów nie było widać. Lecz jak odjechali, skoro byli w zagrożeniu? Kolejna niewiadoma. Postanowił nie ryzykować wejścia do dworku.
- Tutaj nadchodzi czas podjęcia decyzji, Helyasie. Ja jadę za śladami, ty decyduj - podążasz za mną, czy uciekasz razem z tamtymi zdrajcami? - zapytał Garvey oschle, odwracając się do barda. Spojrzał mu prosto w oczy i oczekiwał szybkiej odpowiedzi.

Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey x
Dralann x
Dearien x
Amras
(Heian)

Amras Helyänwe - 2012-01-16 16:18:18

Sigion przerwał ciszę, która jakiś czas towarzyszyła trójce podróżników.
- Co teraz? Jest nas tylko troje. Ja nie jestem jeszcze w pełni sił. Zakładam, że nie masz zamiaru gonić za tamtymi, chyba, że się mylę?
Amras podrapał się w tył głowy. Gest, który podpatrzył u novigradzkich filozofów, był podobno wyrazem procesu myślenia. Powiedział wreszcie:
- Nie, zapomnijmy o nich. I tak ich początkowo nie braliśmy pod uwagę, niech więc będzie tak, jakbyśmy nigdy ich nie spotkali. Poza tym, skoro dopuścili się tak żałosnej zdrady, to pewnie i tak nie byli warci tego, by mogli walczyć u naszego boku - powiedział. Szkoda tylko, że nie ma z nami Garveya, dodał w myślach. Nie chciał jednak na razie się nad tym rozwodzić. Potarł dłonią czoło, gdy wtem nagle dostrzegł jakiś ruch w lesie. Wykonując nagły ruch, spłoszył nieco konia, który odskoczył trochę w bok, rżąc przy tym cicho.
Elf, nie zważając na to, utkiwł bystry wzrok w miejscu, gdzie owy ruch przed chwilą dostrzegł. Stał tam szary, piękny koń. Wydawało się, że bacznie obserwuje podróżników. Następnie dostojnie obrócił się, i stępem ruszył w głąb lasu. Oczom Amrasa ukazał się przy tym wspaniały, ostry i długi róg, wyrastający jakby z czaszki stworzenia.*


*i chuj, będzie mały deus ex machina, musimy kończyć :p

Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey x
Dralann x
Dearien x
Amras x
(Heian)

Szifer - 2012-01-16 21:55:29

Sigion oniemiał. Nie zwracając uwagi na Amrasa spiął pietami konia i popędził za jednorożcem. Elf szybko go dogonił.
Cieszył się, że zanim zdrajcy odeszli, Daerien nauczył go pożytecznej sztuczki, która pomoże mu już przynajmniej drugi raz. Szybko wiązł sznurek, podążając za starymi radami pirata, i tymi, które przekazał mu od niego elf. Rzucił... I nie trafił. Trudno było trafić i kierować koniem w galopie. Rzucił lejce Amrasowi, który był tuż obok. Ten szybko je złapał, pojmując zamiary najemnika. Sigion spróbował jeszcze raz i... nie trafił po raz kolejny. Zirytowany elf odrzucił mu lejce i wyrwał z rąk sznur. Sprawniejsze oko elfa, który był przecież świetnym łucznikiem, wycelowało i w mgnieniu oka jednorożec leżał na ziemi z obwiązanymi oboma tylnymi nogami. O dziwo, podczas upadku nic sobie nie połamał.
- Świetnie się spisałeś, Amrasie. - najemnik poklepał elfa po plecach, kiedy już zsiedli. - Tyle czasy go szukaliśmy... W sumie i tak poszło szybciej niż sądziłem... Jednak uleciała mi jedna rzecz. Ma być żywy, czy martwy? - nie uśmiechnął się. nie miał nic wspólnego z magią, jednak zabijanie magicznych stworzeń nie przynosiło mu frajdy. Szanował je... - Nie chciałbym go zabijać. - Dodał po chwili.

Radosny Rabarbar - 2012-01-17 11:51:54

- Nie zabijecie go. Przynajmniej na pewno nie w mojej obecności! - warknęła zirytowana czarodziejka, zeskakując z galopującego konia. Zrobiło jej się żal jednorożca. Wcześniej nie myślała, że w ogóle go znajdą, przecież jednorożce są prawie że legendą. Popatrzyła na zdziwione miny współtowarzyszy. - Co się tak na mnie patrzycie? - zapytała, wyraźnie zła.
Prawdą było,że jej złość nie pochodzi jedynie z mania przed sobą możliwości zabicia magicznego stworzenia. Od pewnego czasu miała dziwne wrażenie, że ktoś ich śledzi. Czarownik lub czarodziejka. Ktoś, kogo znała.


Yevereth x
Helyas
Sigion x
Garvey x
Dralann x
Dearien x
Amras x
(Heian)

Amras Helyänwe - 2012-01-20 14:31:41

http://img857.imageshack.us/img857/2421/unicornu.jpg


Carcharadonarius
Cechy
Ko: 5    Po: 5   Si: 5    Zm: 6    Zr: 3    Zw: 5
In: 6     Og: 4    Wo: 5
Żywotność: 40
Uniki: 2
Zbroja: Brak.
Broń: Kopyta (8), róg (19), ugryzienie (6).


- Martwy - warknął Amras, zaciskając zęby. Liczył gdzieś w głębi ducha, że może jednak uda mu się chybić. Nie miałby wtedy wyrzutów sumienia, a jednorożec zdołałby im umknąć. Ale z drugiej strony, ta dziewczyna z karczmy...
- Nie zabijecie go. Przynajmniej na pewno nie w mojej obecności! - Krzyknęła czarodziejka, nie kryjąc swojego zirytowania.
Amras puścił jej słowa mimo uszu, i przyjrzał się stworzeniu. Miał szarą, gęstą sierść. Elf nigdy wcześniej nie widział jednorożca, ale miał pewność, że ten nie jest zwyczajnym przedstawicielem gatunku. Na zadzie miał wytatuowany fantazyjny kształt, zaś długa, biała grzywa została starannie spleciona w warkocze, do których ktoś przyczepił amulety. Miał również złote zdobienia na nogach i przodzie głowy. Z pewnością sam nie dałby rady tego zrobić, czyli... Należał do kogoś? Jednorożec mający pana?
Z zachwytem Amras utkwił wzrok we wspaniałym rogu. Był niezwykle długi, kształtem na myśl przywoływał flamberg, miecz z płomienistą klingą. Elf szedł o zakład że jest również ostrzejszy od każdej klingi, jaką w życiu widział.
Dalsze rozmyślania przerwało nagłe szamotanie stworzenia. Sznur pękł, zostawiając na pęcinach krwawy ślad. Jednorożec wstał dostojnie, patrząc groźnie na swoich przeciwników. Sigion głośno przełknął ślinę.
Łucznik, nie czekając na nic, wyciągnął prędko miecz z pochwy. Kątem oka dostrzegł, że jego towarzysze robią to samo. Jednorożec stał jednak dalej niewzruszenie.
- Jestem Carcharadonarius. Czego ode mnie chcecie? - zabrzmiał głos w ich głowach. Czuć w nim było echo potężnych przodków.
- Chcemy uratować umierającą dziewczynę - odrzekł Sigion.
- To szlachetnie z waszej strony. Tylko dlaczego w takim razie atakujecie mnie?
- Potrzebujemy karbunkułu... Potrzebujemy twojej krwi! - Wykrzyknął Amras, i ruszył z determinacją w stronę jednorożca.

___________________
Lubek się coś ociąga, więc traci kolejkę :p Zaczynamy nową.

Amras x
Yevereth
Helyas
Sigion
Garvey
Dralann
Dearien
Heian

c4wjajach - 2012-01-20 15:49:05

Rozmyślania barda przerwał karczmarz.
- Płać za nocleg albo wychodź!- wtedy Helyas spostrzegł, że nie ma już żadnych klientów w oberży.
- Zaraz świta.- odparł nie patrząc na poddenerwowanego człowieka.
- Płacisz albo wychodzisz!
- Chędoż się! Mam ci płacić za 2 godziny na krześle?!
- Wynoś się ty...
Bard zdenerwowany po drodze w niepogodę, nie mógł po prostu znieść owego osobnika. Wstał i spojrzał z góry na oberżystę. Tamten nagle zamarł w bezruchu. Stali tak parę sekund aż bard niespodziewanie chwycił kurtkę i wyszedł z karczmy trzaskając drzwiami. Przynajmniej nie padało. Postanowił przeczekać ulewę pod daszkiem stajni i...
- No to już kurwa szczyt!- warknął głośno spostrzegając dwójkę nieznajomych ludzi dobierających się do jego sakw i konia...

Szifer - 2012-01-20 23:31:26

Sigion był wściekły z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciał zabijać jednorożca, ale mus to mus, ma zadanie. Po drugie jednak, nie będzie to znowu takie proste. On sam jeszcze nie zregenerował w pełni sił. Prawda, wypoczął, ale nie jest w stanie korzystać z topora, a przynajmniej nie sprawnie. Po raz kolejny przyda mu się miecz. Wyciągnął go powoli z pochwy, przez chwilkę zastanawiając się, czy powinien zostać na koniu. W końcu stwierdził, że zbyt słabo opanował umiejętność jazdy, co pokazał nie trafiając z grzbietu konia w jednorożca. Poza tym wychował się w Mahakamie, lepiej czuł się na ziemi. Wyciągając miecz patrzył jak elf szarżuje na jednorożca. Nie był pewien jak zareaguje czarodziejka, jednak sam, mimo oporów, nie chciał dać zginąć elfowi. Nie zwrócił uwagi jak był wynik pierwszej potyczki. Był pewien, że jednorożec wie, że ten zbliża się od tyłu, jednak nie dał tego po sobie poznać. Sigion podszedł na tyle blisko ile mógł i zamachnął się mieczem od boku. Właśnie wtedy przeszył go straszliwy ból. Czuł się, jakby dostał piorunem w ramię. Miecz wypadł mu z ręki, a on przeklinał się za to, że kilka dni wcześniej dał się tak poturbować. Jednorożec patrzył na niego ze zdziwieniem. Sigion widział jego wielkie oczy, zanim jego własne zaczęły zachodzić mgłą...

Radosny Rabarbar - 2012-01-22 17:42:45

Yevereth podeszła bliżej stworzenia, opuszczając miecz. Stanęła przodem tyłem do jednorożca i wyczarowała blokadę, skutecznie hamującą zdeterminowanego elfa. Wydawało jej się, że usłyszała czyjeś przekleństwo.
Wreszcie mogła bliżej przyjrzeć się jednorożcowi. Mimo że w Aretuzie pokazywano jej wiele rycin i dużo razy opowiadano o magicznych stworzeniach, żadna z ilustracji, żadna z opowieści nie mogła oddać piękna tego stworzenia. Lśniąca, gęsta biała grzywa opadała kaskadami na szyję zwierzęcia. Jego smukła sylwetka zdawała się, pomimo delikatności, być silniejszą, niż mięśnie tuzina koni. Długi, ostro zakończony róg na pewno był ostrzejszy od każdego ostrza, jakie znała ta ziemia. Całe stworzenie emanowało magią i dumą, zapierając dech w piersiach całej trójki.
- Wybacz im - zaczęła ostrożnie, bacząc na każde słowo. Pomimo wszelkich starań mowa wychodziła jej nieskładnie, a głos mocno drżał. - Bardzo im zależy, żeby ta dziewczyna odzyskała zdrowie, więc...nawet nie pamiętam, jak się nazywasz...
- Carcharadonarius - poprawił zniecierpliwiony jednorożec.
- Carcharadonariusie - podjęła po chwili. - Jako że nie przepadam za odbieraniem czegokolwiek, co nie należy do mnie siłą, po prostu uniżenie proszę, byś zechciał nam oddać trochę twej krwi...
Spodziewała się, że skutkiem jej śmiałej prośby będzie dość sporawa dziura w ciele. Nie broniłaby się nawet.
Jednorożec tylko parsknął, tupnął kopytem o ziemię i zaczął chodzić w kółko. Czarodziejka tymczasem podziwiała zwierzę, ignorując resztki instynktu samozachowawczego, nakazującego jej uciekać.
Nagle Carcharadonarius zatrzymał się. Uniósł wysoko łeb na znak swej wyższości. Yevereth nie skapitulowała. Nadal patrzyła wyczekująco na magiczne stworzenie, pomimo wewnętrznego strachu, jaki odczuwała.
Stali tak przez chwilę, niby dwa posągi, czekając na ruch drugiego.
- Podejdź, córko magii - rzekł po długiej chwili milczenia. Czarodziejka zbliżyła się niepewnie.
Jednorożec rozciął bok długim rogiem. -Weź, ile ci potrzeba.
Zdumiona Yevereth szybko wyczarowała szklany flakonik i zaczęła zbierać do niego kapiącą ciecz, uważając, by przypadkiem nie dotknąć stworzenia. Podziwiała z bliska jego lśniącą, srebrną sierść. Czuła jego wzrok na sobie.
Jednorożec stał spokojnie. Czekał.
Zasklepiła ranę zaklęciem. Cofnęła się przezornie kilka kroków, podziękowawszy wcześniej. Carcharadonarius spojrzał po kolei na elfa, nieprzytomnego najemnika i drżącą ze strachu czarodziejkę i przemówił:
-Dostaliście, czego chcecie. A teraz dajcie mi odejść.
Odwrócił się i pomknął lekkim, szybkim cwałem w głąb lasu. Jego kopyta zdawały się wcale nie dotykać ziemi.
Przypomniała sobie o magicznej barierze i zdjęła ją, kiedy po jednorożcu nie było już ani śladu. Amras zdawał się być co najmniej zirytowany.
- Mamy, czego potrzebowaliśmy. Ocuć go, albo posadź na konia, nie wiem, zrób cokolwiek - wskazała leżącego Sigiona. - Czas ruszać w drogę.
Schowała miecz do pochwy, a flakonik z krwią zamknęła szczelnie i zawiesiła na rzemieniu na szyi. Uniosła brwi na widok kasztanowatego konia. Była pewna, że ucieknie.
Dosiadła kasztana, poczekała na resztę drużyny i wszyscy razem ruszyli w dalszą drogę.

Amras x
Yevereth x
Helyas x
Sigion x
Garvey
Dralann
Dearien
Heian

Pozwoliłam sobie "popchnąć" przygodę, żebyśmy kolejny raz nie spędzili na jednym epizodzie miesiąca :p Mam nadzieje, że nie pokrzyżowałam za bardzo planów Szanownego Admina Amrasa.

Amras Helyänwe - 2012-01-22 18:40:13

- Piękne przedstawienie, kurwa! - W elfa wstąpiła ogromna furia. Co też ona zrobiła!
- Rzekłem jasno, że potrzebny nam jest karbunkuł! Czy niczego cię nie nauczyli w tej przeklętej szkole dla odmieńców?! Karbunkuł to skrystalizowana krew jednorożca, coś na wzór rubinu, który tworzy się w czaszce jednorożca, tuż za jego rogiem! A ten Carcharadonarius, którego tak broniłaś, wykorzystał cię jak ostatnią idiotkę. Jeszcze tylko brakowało, byś padła przed nim na kolana! - Amras miał wielką ochotę zrobić użytek z miecza, dzierżącego w lewej dłoni. Ostatecznie jednak zarzucił wszystkie myśli i usiadł na kamieniu, skrywając twarz w dłoniach. Wstał jednak po chwili, przybierając neutralny wyraz twarzy i zwrócił się do Yevereth, patrząc jej bez emocji prosto w oczy:
- Nasza misja się kończy tutaj. Drugiego jednorożca nie znajdziemy, a tej dziewczynie zostały jeszcze trzy dni życia, niczego nie zrobimy. Wracamy do tej wsi, dopilnuję, byś sama przekazała wieści karczmarzowi o tym, że jego córka zginie tylko dlatego, że coś ci strzeliło do łba. Zresztą, sam z chęcią posłucham, czym się kierowałaś. - Mówiąc to, zabrał się do cucenia Sigiona. Po kilku chwilach ten był już przytomny, i po kwadransie ruszyli bez słowa w podróż.
Droga do wsi zaś niezwykle się im dłużyła - liczne urazy Sigiona, jakich dostał w ostatnich dniach, poważnie mu zaszkodziły. Co jakiś czas musieli robić postoje, co bardzo ich opóźniało. Ponadto, czarodzieje nie spieszyło się do konfrontacji z karczmarzem. Amrasowi zaś wszystko było jedno...
Jednak droga się dłużyła.


Helyas x
Garvey
Dralann
Dearien
Heian

Pozwoliłem sobie napisać drugi raz, żeby naprostować :D Tutaj też zresztą kończy się nasz wątek. Zaraz założę temat z epilogiem, i...koniec. Czekamy na drugą drużynę i rozpoczynamy nową przygodę ;)

No cóż, mi tam bardzo pasuje takie rozwiązanie, dobrze, że tak wyszło. Zakończenie będzie więc jeszcze bardziej dramatyczne, niż planowałem :p
A tak btw, to nie bierz tak do siebie słów elfa, zdenerwowany był, potencjalną dziewczynę mu zabiłaś xD

Dearien - 2012-01-22 20:46:56

- Wyruszamy! - zakrzyknął pirat, zapinając pas od spodni i podwijając mankiety koszuli. Zatrzymał się pod pokojem Dralann i przez drzwi powiedział jeszcze - Po tym, jak Helyas mocno posiniaczył dwóch stajennych nie mamy co dłużej robić w tej wsi. Zakładaj pończochy, czy co tam masz, i ruszamy!
Schodząc na dół, do izby jadalnej szepnął do siebie - Monocearoście, czemuś mnie tak pokarał?

Na dole zastał już barda dyskutującego w mało kulturalny sposób z gospodarzem.
- A kuśka ci w japę, grajku zasrany! Dwóch ludzi mi pobiłeś. Niech no się starszyzna wioskowa dowie. To Cię na palu w lesie powiesim i damy do chędożenia niedźwiedziom!
- Ty...!
- O niczym się nie dowiedzą - Dearien wszedł w słowo towarzyszowi - wyjeżdżamy. Helyas, na konia! Chyba, że wolisz bawić się z misiami.

Minęli w galopie tabliczkę z napisem "Bądzioszno" w chwili, gdy na placu uformował się elitarny korpus funkcjonariuszy do spraw łamania prawa. Banda chłopów z widłami już szykowała się na zemstę. Nigdy jej nie dokonała.

Trójka wędrowców jechała w milczeniu gościńcem, gdy już oddalili się milę ode wsi. Bez śniadania, ani porządnego wypoczynku byli zmuszeni przebyć długą drogę do najbliższej osady, gdzie można sprzedać bandyckie łby. Sprzedać bandyckie łby, by mieć pieniądze na życie. Na jedzenie, na nocleg, na alkohol i kurtyzany. Na życie.

Nie minęło południe, gdy zaczęły się wywiązywać pierwsze dyskusje. Rozmawiali na różne tematy. Rozmawiali, by zabić czas. Rozmawiali tak do czasu, aż nie dobiegły ich zduszone niewieście krzyki. Z czystej ciekawości Dearien spiął konia  pognał za kuszącymi odgłosami... które przestały być kuszące, gdy zobaczył, co je powoduje. Spomiędzy drzew pierwej zobaczył kolejkę. Ze piętnastu chłopów - młodych i starych - stało w rzędzie prowadzącym do wielkiego dębu. Przy grubym drzewie kręciło się kilku wyrostków krępując zupełnie nagą pannę do pnia . Pośród jej płaczu i żałosnego wycia dało się słyszeć zagrzewające okrzyki "klientów".
- Wiąż ją! Wiąż ją, Truni!

- Helyas? - zwrócił się do barda znacząco. - Ci ludzie to chuje. Dawaj, pokażemy im , co to znaczy mieć jaja. Ta niewiasta wygląda na nieszczęśliwą. Pomożemy jej?
Znając z góry odpowiedź, Dearien dobył miecza. Runął jak pocisk z katapulty i bez pardonu ciął plebs wokół. Wcale nie doszło do rzeźni, bowiem zestrachani i bezbronni chłopi pierzchnęli zaraz po pierwszych dwóch trupach. Całe szczęście, bo pirat miał dość bijatyk w ostatnim czasie. Bez wahania zeskoczył z wierzchowca, hacząc niefortunnie nogą o juki. Zaklął siarczyście, jednak powstrzymał się przed kolejnymi bluzgami. Przeciął więzy i przytrzymał opadającą bezwładnie niewiastę. Była niska. Jej śliczne, ciemne loki podkreślały delikatną urodę. Ułożył damę na swojej piersi, okrył peleryną, pogładził po głowie i zapytał:
- Jak się nazywasz?
Cisza.
- Jak się nazywasz, panienko?
Kobieta spojrzała na niego zielonymi oczyma.
- Pleur. - odpowiedziała nieśmiało.
- Pleur, skąd jesteś? I co tu robiłaś? Nie martw się, jesteś bezpieczna.
Zza pleców pirata wyłoniła się Dralann, zaś Helyas, opart o pień jakiegoś buka przyglądał się akcji z zainteresowaniem.
- On uciekł. A ja chciałam go znaleźć. I być z nim! -  młoda dziewczyna wybuchnęła szlochem. Głaszcząc po policzku, nieco zbyt zalotnie, pirat chciał ją uspokoić.
- Pomożemy Ci, jeśli będziemy w stanie. Kim jest ten człowiek?
Twarz jej pojaśniała. Po chwili łzy zaschły, a uśmiech Pleur świadczył o tym, że chyba właśnie fantazjuje o owym zaginionym.
- Garvey - mruknęła. - Och, jakże bym chciała znów być w jego ramionach.
Dearien zbladł. Niemal całkowicie zapomniał o tym członku drużyny. Chrząknął cicho i już chciał coś powiedzieć, gdy, powstrzymał go Helyas:
- Widziałem tego czarodzieja. Wczoraj. Nocą odprowadzałem go do dworku.
Korsarz miał ochotę odrąbać bardowi łeb gałęzią. Nie zrobił jednak tego. Zwyczajnie zapytał:
- Jak myślisz, daleko uciekł?
Spojrzał w oczy dziewczyny.
- Musimy go znaleźć.
Jej oczy.
- Pierdolić jednorożca.
Oczy.
- Wsiadać na konie! Wyruszamy natychmiast. - po tych słowach zorientował się, że nieco zbyt władczo odnosi się do towarzyszy, więc dodał - Chyba, że macie jakieś inne koncepcje?

c4wjajach - 2012-01-23 18:51:45

Bard zaklął na myśl, że będą łazić za magiem z powodu pierwszej lepszej płaczliwej dziewki ale trudno. Rozstając się z magiem odpowiedział tylko słowem "jadę" i tyle. Miał nadzieję, że to nie on będzie musiał rozmawiać o tym zajściu z Gar... Ger... oj tam. Pechowy dzień. Najpierw go okradają i mówią, że ich pobił... mruknął coś pod nosem i odparł patrząc na pirata:
- Do dworku- prosto i za posiadłością w prawo.

Sarumo - 2012-01-23 19:08:16

Cała scena i zachowanie pirata nie robiły na Dralann wrażenia żadnego. Co prawda rozbawiła ją trochę przesadna rycerskość zapitego, brudnego żeglarza. Ale postanowiła tego nie okazywać. Natomiast, gdy Dearien oświadczył, iż mają zamiar szukać dziewce maga nie chciała już pozostawać tak obojętną.
-Chcesz się wracać? Dearienie, jebło cię w tę twoją paskudną łepetynę? Chcesz się wycofywać, bo jakąś kurwę przechędożono na drodze? Chcesz pomagać każdej kurwie przechędożonej na drodze? Bo widzisz, ja się nawet cieszę, żeś dał tym jednorożcom spokój. Ale nie podoba mi się, by wracać się pod ten nieszczęsny dworek, nie podoba mi się by iść ponownie tymi samymi drogami. Nie, Dearienie. Podrzuć ją gdzieś, albo daj mi. Szast-prast przy gardziołku i po kłopocie. Szybko i Bezboleśnie!


Garvey
Helyas
Dearien
Dralann

Dearien - 2012-01-24 20:01:48

- Och, Dralann, moja Ty leśna piękności... Tak! Mam zamiar odprowadzić tę kur... Pleur do Garveya! Wydaje mi się, że dziewczyna nie znajdzie tu nikogo innego, kto przypadkiem znałby czarodzieja, o którym zresztą nawet my sami zapomnieliśmy! - Dearien wstał, podnosząc kobietę za ręce. Bez słowa wydobył z juków kilka koszul i spodni, jakie mu zostały i rzucił ocalonej niewieście. - Przebierz się.
Pleur zniknęła w zaroślach,  a pirat ponownie zwrócił się do kompanii:
- Nie tylko do mnie Amras pałą cholerną nienawiścią. Dralann też nieźle go rozzłościła, nie mówiąc już o tobie, Helyasie. A jeśli pan Garvey będzie u nas miał dług wdzięczności, elf nie ośmieli się nas tknąć. Przynajmniej przez jakiś czas. Poza tym, nie udawaj, że nie chcesz zobaczyć jego miny jak nas ponownie ujrzy. - ostatnie słowa zwrócił bezpośrednio do Dralann, która z rękami skrzyżowanymi na piersi kołysała się w siodle.
- Może i słusznie rozumujesz... Co nie zmienia faktu, że chyba Cię pojebało!
- Pojebało, nie pojebało... Nie ważne. Musimy ją odprowadzić!
W tym momencie Pleur wyszła zza drzewa, odziana niezgrabnie w męskie ciuchy.
- Wskakuj przede mnie. Helyasie, przewodniku, masz może jakieś pojęcie gdzie może się teraz Garvey znajdować?
- Pff... ujechał pewnie parę ładnych mil... nie zatrzymywał się nocą, z tego co wiem.
- Cholera. Może być ciężko. - wysapał Dearien, gdy po opadnięciu emocji wrócił kac i mroczki przed czami.
Ruszyli wszyscy. Nie każdy z takim samym zapałem, ale ostatecznie wszyscy. Gdy po południu w galopie minęli Bądzioszno nikt nawet nie zwrócił uwagi. Jedna za drugą, fiolki z "wiedźmińskimi eliksirami" ginęły w ustach pirata. Ostry spirytus na suche gardło działał bardzo pobudzająco. Pokonali większą połowę drogi do dworku, gdy urządzili postój. 5 minut na rozmasowanie tyłków i łyk wody. (Epicko dokładnie napisałbym, jak wiążemy biedną Pleur do drzewa, brutalnie się zabawiamy i na koniec Dralann morduję dziewkę, ale tego nie zrobię ;p Alicja by się obraziła xD) Gdy ruszyli ponownie, pirat był wykończony. Sytuację pogarszał fakt, że Pleur, która zasnęła po pełnym emocji dniu, bezwładnie opadła na jego ramię.
- Helyas, chłopie, pomógłbyś mi? Weź ją na chwilę, będziemy się zmieniać.
Nie protestując dłużej, bard przyjął na swojego wierzchowca śpiącą niewiastę, czemu Dralann przyglądała się z najwyższą pogardą. Jechali całą noc, bez trudu odnajdując trop w błocie. Nawet korsarz, który nie panował nad zamykającymi się powiekami był w stanie znaleźć ślady. Nad ranem, gdy zorientowali się, że nie zgubią poszlak, ułożyli się na dłuższy odpoczynek. Pozwolili sobie nawet na rozpalenie ognia, chyba tylko dla komfortu ciepła, bowiem nie mieli nic do ugotowania.

Koło południa bez słowa ruszyli w dalszą podróż. Bez sensacji dotarli do wsi mistrza Briana pod wieczór. Przezornie zostawiając konie w lesie. Postanowili poszukać starej drużyny.



Garvey
Helyas
Dearien x
Dralann

Wilk - 2012-01-25 19:52:24

Garvey nie wiedział co robić. Helyas opuścił go od razu po dojechaniu na miejsce, znów został sam. Nie chciał wchodzić do dworku, ślady wskazywały, że część drużyny opuściła to miejsce jakiś czas temu, nie było więc po co ryzykować. Mag wsiadł na konia i począł myśleć o tym, jakie będzie następny cel jego podróży. Ma na ślepo gonić za elfią drużyną? Czy może zostawić to wszystko i rozpocząć życie gdzieś daleko, zapomnieć o całej przygodzie i uciec? Odjechał trochę od domu Marcelle, czy jak jej tam było, zsiadł z konia i usiadł w cieniu drzewa, by się w końcu pożywić, od dłuższego czasu nie jadł. Zastanawiał się nad tym wszystkim.
    Po posiłku ponownie dosiadł konia z gotowym planem, planem odnalezienia Amrasa, Yevereth i Sigiona. Nie wiedział co się stało w dworku, lecz jeśli ktoś z nich potrzebował leczenia, to ta młoda czarodziejka niewiele mogła pomóc, to nie jej specjalność. Pogalopował po śladach koni, w nieznane. Nie wiedział po co to robi i dlaczego, lecz tak nakazywał mu wewnętrzny głos, któremu nie mógł się przeciwstawić.

Sarumo - 2012-01-25 20:26:25

Pod wieczór znudziło jej się rzucanie rzepami w długie włosy Helyasa, który złościł się wyszarpując je razem z kudłami. Jechała więc, milcząc jak jej dwoje przysypiających kompanów. Dziewczyna, którą pirat przygarnął spała już twardo od godziny. Irytowało ją jej obecność, irytowało Dralann też to, że Dearien postanowił sobie, że odnajdą elfią drużynę. Ostatnie, co chciała teraz zobaczyć, to zadumaną i irytującą w swojej wyniosłości twarz elfa. Mimo, iż bawiła ją perspektywa elfa chcącego otłuc im czerepy nadal nie czuła chęci powrotu.
Jechali wśród lasów dosyć szerokim traktem. Miała nowego konia, srebrnego ogiera imieniem Rdest , którego odebrała pobożnym. Lekka mgła unosiła się nad traktem, co utrudniało widoczność. Daleko na drodze zamajaczała jak duch postać na koniu. Dralann z lekka przyspieszyła konia, co owa zauważyła odwracając się gwałtownie. Drali twarz wydała się znajoma. Stanęła na chwilę, i szturchnęła w ramie półdrzemiącego  Deariena, gdy ten przejeżdżał obok. Ruchem podbródka wskazała na postać, która zatrzymała się przyglądając się im. We trójkę przyspieszyli konie, rozbudzając śpiącą w siodle Helyasa dziewczynę. Dearien najwyraźniej poznał tego człowieka, bo zakrzyknął mu na przywitanie coś jak 'Już nie śpisz?'.




Garvey x
Dearien x
Dralann x

Dearien - 2012-01-26 18:52:29

Z trudem trzymając oczy szeroko otwarte, Dearien zeskanował jeźdźca. Kostur umocowany pod jukami rozwiał jego wątpliwości. Ściągnął lejce i sprawił, że jego koń zarżał, aby zwrócić uwagę czarodzieja. Zakrzyknął do niego coś na powitanie, po czym delikatnie rozbudził Pleur i zsadził ją z wierzchowca. Zaraz po tym samemu zszedł i obejmując opatuloną płaszczem kobietę ruszył w kierunku Garveya, wciąż siedzącego na koniu. Nie poznawszy okrytej peleryną niewiasty, zwrócił się najpierw do pirata:
- Pan zdrajca? Criesangler, z tego co pamiętam. Czego ode mnie chcesz, draniu?
- Dearien. - spokojnie poprawił go żeglarz. - I na Twoim miejscu powstrzymałbym się od pochopnych wniosków i przykrych stwierdzeń. Kogoś Ci przyprowadziłem.
Pleur, która ledwo wytrzymywała z podniecenia, teraz zrzuciła płaszcz i wskoczyła na Garveyowego konia, samego czarodzieja obejmując bardzo namiętnie. Po powitalnych obrzędach - pieszczotach - które trwały dobre kilka minut, Garvey, cały rozpromieniony, powiedział do Deariena:
- Gdzie ją znaleźliście? Na wszystkie świętości... co ona robiła tak daleko od domu?
- Szukała Cię, panie przystojniaku. - burknęła z pogardą Dralann, która właśnie stanęła koło nich. - A teraz pozwólcie, że ruszymy już każde w swoją stronę. Dearien, zbieramy się?
Pirat spuścił głowę. W gruncie rzeczy chciał się spotkać z resztą kompanii. Chciał również podyskutować z Garveyem, licząc na jakiś przejaw wdzięczności. Ale musiał wziąć pod uwagę zdanie reszty...
- Naprawdę chcecie już iść? Może byśmy tak... zregenerowali siły?  Garvey opowie nam , co porabiał po tym, jak zostawiliśmy go nieprzytomnego w karczmie, co? - pirat uśmiechnął się z przekąsem do czarodzieja.
- Udam się teraz do Amrasa. Muszę odnaleźć resztę drużyny. Nie mam czasu na pogawędki i postoje. - chłodno odparł mężczyzna.

Sarumo - 2012-01-26 19:51:42

Dralann zaczerpnęła głośno powietrza z zamiarem wrzaśnięcia na pirata, ale powstrzymał ją jego wyraz twarzy. Była pewna, że i on czuje się z lekka przegrany, skoro po tak krótkim czasie chce szukać dawnej drużyny.
-Naprawdę? Naprawdę, naprawdę? Przecież on cię zabije. Ten elf. Kurwa i mnie też zabije. Nożami goś pokaraśkał! A teraz wracać chcesz, toż to samobójstwo. Hm, zgadzam się. Możemy wrócić.

Zanim odjechali w dalszą podróż zrobili sobie wszyscy półtora godzinną przerwę, która miała dostarczyć im snu na resztę drogi. Dalsza podróż minęła szybko i gdy niebo poczęło pąsowieć dojechali do wsi Lisie Doły, gdzie jeśli wierzyć instynktom Garaveya miała urzędować poszukiwana część drużyny.

Bard wykończony podróżą ustanowił, że teraz czas się napić, takoż zawitali do bliskiej i jedynej we wsi karczmie.
Dralann, będąc teraz pewno równie bogata, co mag postanowiła zamówić sobie strawę i piwo. Byłaby strawa niesamowicie smaczna, gdyby nie pewien obrzydliwy widok z ławy naprzeciwko.
-Pan elf, kochany!- zakrzyknęła unosząc dłoń i uśmiechając szyderczo - Kopę lat!
Przywołała gestem Deariena, który pilnie dyskutował o czymś z magiem.
-Patrz tu się, co za szczęśliwy zbieg okoliczności spotkać na naszej drodze po raz kolejny towarzysza starego pana elfa! I czarodziejkę, panią Yav... Yev... mniejsza.
Będąc już przy nieco zdezorientowanym elfie uderzyła go w bark w braterskim geście.
-Co mi tam, kolejkę stawiam- powiedziała, po czym splunęła z pogardą na podłogę.

Amras Helyänwe - 2012-01-26 20:02:18

Amras z nienawiścią mierzył wzrokiem pirata i Dralann. Nie sądził że los skrzyżuje ich drogi tak wcześnie, przez co nie przygotował jeszcze niczego na taką ewentualność... No nic, duma do kieszeni. Zabawi się później, najpierw do końca trzeba doprowadzić sprawę Yevereth.
Podszedł do starych towarzyszy. Ze zdziwieniem odkrył, że jest wśród nich także Garvey, którego porzucili. Ciekawe, czy żywi jakąkolwiek urazę?
- Nie rozsiadać się tak, ruszać rzyci. Idziemy do karczmarza, trzeba mu zameldować o misji - mówiąc to, pstryknął palcami. Do stolika podszedł jakiś młody chłopak. Amrasowi już wcześniej w oczy rzuciło się, że personel karczmy uległ dużej zmianie, nie było już ślicznych córek karczmarza krzątających się po oberży, a samego gospodarza za ladą.
- Ta pani chciałaby zapłacić - rzekł w stronę kelnera. Pracownik podał cenę i odszedł, wesoło pogwizdując. Dostał spory napiwek od Dralann*
Nie czekając już dłużej, opuścili przybytek i ruszyli w stronę domu karczmarza*.


* Płać, płać :p
** Ostatecznie karczmarz będzie mieszkał w sąsiednim domu, a nie w samej karczmie.

c4wjajach - 2012-01-28 17:42:13

Bard nie mając zamiaru wtrącać się w dyskusje na jakikolwiek temat, na widok elfa zakrył tylko twarz ręką i zamruczał coś w kilku językach (bynajmniej nie zwykłe "ojej"). Chwycił pokaźnych rozmiarów kufel piwa, wziął łyk i szybko się zorientował, że duża, zbyt duża dawka eliksirów jeszcze dawała po sobie znać, szczególnie przeszywając jego skronie bólem przy każdym większym łyku alkoholu. Tego już za wiele, pomyślał. Miał ochotę wrzasnąć na kogoś lub rozwalić naczynie o stół (choć zdemolowanie stołu też by go uspokoiło) ale nie zrobił tego. Tak samo jak nie wyjął szabli przy spotkaniu z dwoma złodziejami i nie uderzył karczmarza z poprzedniej karczmy. Odstawił kufel. Zajrzał do piersiówki z eliksirem. Jeszcze połowa została. Musi być oszczędny bo w tym tempie długo go nie będzie miał. Dla zabicia czasu chwycił lutnię i zaczął grać różne melodie.

Szifer - 2012-01-28 18:21:30

Sigion po tym jak zaniósł rzeczy do wynajmowanego pokoju zaczął schodzić po schodach. To, co zobaczył w jadalni niemiło go zaskoczyło. Uderzył się otwartą dłonią w twarz.*
- O kurwa! - Dralann spojrzała na niego. Słuch miała lepszy niż myślał.
- Najemnik! - uścisk miała równie krzepki. A i oddech wiele zdradzał. - Nie cieszysz się, panie płatny morderco?? - najemnik odsunął ją na wyciągnięcie ręki, starając się ignorować i dopchał się do elfa, który był niedużo mniej zdezorientowany od niego. Ale przynajmniej nie dawał tego po sobie poznać. O dziwo, był tam też ten czarodziej. Garvey. Może on...
- Witaj Garveyu! - Uścisnął dłoń czarodziejowi.
- CO?! - Dralann cała spurpurowiała - A mi to nie raczyłeś nawet słowa powiedzieć.
- Zamknij się niedźwiedzia mordo! Siad i waruj. - Zwrócił się do czarodzieja - Zakładam, że masz nam wiele do opowiedzenia, tak samo jak i my... - spojrzał na znalezioną część drużyny - ...wszyscy. Jednak najpierw chciałem spytać, czy znasz się na uzdrawianiu. Miałem taką małą przygodę we dworku...
- Ta Marcelle od początku wydawała mi się...
- Powiedziałem zamknij się! - najemnik uderzył lewą pięścią o stół - Mogę kontynuować? - Dralann purpurowa na twarzy skinęła głową. - Mam kilka obrażeń, których Yev nie dała rady do końca uzdrowić. Problemy z ręką i nagłymi bólami całego ciała. Dałbyś radę??
- Pan zabijaka, zbity jak pies, hahaha. - Tego było za wiele. Najemnik wstał. Chciał wykręcić rękę Dralann, ale ta była zaskakująco szybka, uderzyła go w prawą rękę, zauważyła, czemu w stół uderzył lewą. Ten padł na ziemię, oczy zaszły mu łzami. Towarzyszył mu śmiech Dralann. Powoli podniósł się na klęczki i spojrzał z podłogi na czarodzieja.
- Mniej więcej o takie coś chodzi. To jak??


* Facepalm :)

www.hotels-world.pl studio kopiowania kaset mokotów pakiet wellness Ciechocinek